magazyn-firma

Takich kolejek do stacji paliw nie widziano od czasów PRL! Od niecodziennych obrazków sprzed dystrybutorów dużo bardziej zaskakujące są liczby. Zobacz, co robi z nami panika! Spółki PKN Orlen oraz PKO BP zaprezentowały w piątek ZASKAKUJĄCE dane.

PKN Orlen dawno tyle nie zarobił.

Tego jeszcze nie było. Spółka PKN Orlen, której przecież zależy na jak najwyższych wartościach sprzedaży, musi uspokajać klientów oczekujących w panice na swoją kolej do tankowania. Nie pomogły zapewnienia, że paliwa starczy dla wszystkich, a także komunikaty w mediach. Bezskuteczne okazało się wskazywanie, że winne zamieszania są farmy trolli. Ostrzeżenia przed fake newsami również nie przyniosły spodziewanego efektu. Kolejki jak były, tak są.

CZYTAJ TAKŻE: System SWIFT. Co to jest i jak działa?

Jak wzrosła sprzedaż na stacjach paliw PKN Orlen?

W piątek PKN Orlen pochwalił się w mediach społecznościowych wynikami z czwartku, 24.02.2022 r. Okazało się, że sprzedaż na stacjach paliw państwowego giganta wzrosła skokowo o… 400% - czytamy w oświadczeniu koncernu. Nic dziwnego, że spółka wprowadziła na swoich stacjach ograniczenia do 50 litrów dla samochodów osobowych i 500 litrów dla ciężarówek. Takie postawienie sprawy wyeliminowało sprzedaż dodatkowych litrów do kanistrów, a nawet beczek przewożonych na przyczepach.

Oświadczenie dotyczące dostępności paliw na stacjach @PKN_ORLEN. Jeszcze raz apelujemy o spokojne podejście do sytuacji i dokładną weryfikację źródeł informacji na temat dostępności paliw pic.twitter.com/YfRoOMHXAj

— Joanna Zakrzewska (@RzecznikORLEN) February 25, 2022

Rachunek na stacji paliw wyższy dziesięciokrotnie

Jeśli na kimś nie robi wrażenia skala wzrostu sprzedaży na Orlenie, niech lepiej zerknie na dane opublikowane przez ekonomistów PKO BP. Wykres, który pojawił się na twitterowym koncie @PKO_Research pokazuje dzienną wartość transakcji bezgotówkowych na stacjach benzynowych. Wynika z niego, że w porównaniu do danych ze stycznia 2022 roku, w miniony czwartek wartość ta wzrosła ponad… DZIESIĘCIOKROTNIE! A to już pokazuje, że Polacy wręcz „rzucili się” na paliwo.

To chyba niepotrzebna panika. Zachowajmy spokój! pic.twitter.com/gsqKuzguPV

— PKO Research (@PKO_Research) February 25, 2022

PKN Orlen mówi dość – wypowiada umowy

Jak wynika z wypowiedzi prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka, koncern rozprawił się już z dziesięcioma przedsiębiorcami, który w nieuzasadniony sposób napędzali panikę, podnosząc ceny do astronomicznych wartości. Wiele wskazuje na to, że na tym się sprawa nie skończy, a problemy mogą mieć również inne firmy współpracujące ze spółką.

Obajtek wskazał, że winę za wybuch paliwowej paniki ponoszą farmy trolli, które zdołały rozsiać falę dezinformacji, a także  fake newsów. Niestety zachowanie niektórych właścicieli stacji paliw wpisało się w ten trend, dodatkowo budując atmosferę niepokoju i napędzając sprzedaż do dawno niewidzianych wartości.

Prawie 2 tysiące osób fizycznych złożyło wnioski w ramach programu dofinansowania pojazdów elektrycznych „Mój elektryk” – informuje IBRM Samar powołując się na dane z NFOŚiGW. Z kolei podmioty niebędące osobą fizyczną złożyły jak na razie 904 aplikacje w programie.

Jaka jest popularność programu „Mój elektryk”?

Kiedy startował program "Mój elektryk" wiele osób ostrzyło sobie zęby na możliwość zakupu nowoczesnego auta na prąd z państwową dopłatą. W pierwszej kolejności z dobrodziejstw tego mechanizmu mogły korzystać wyłącznie osoby fizyczne. Firmy, musiały się wstrzymać. Przesunięcie czasowe odbija się na statystykach.

Jak ustalił Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego „SAMAR”, powołując się na dane NFOŚiGW do tej pory napłynęły 1.919 wnioski od osób fizycznych do programu „Mój elektryk”. Łączna kwota tych dopłat to przeszło 40 mln złotych. Z tej puli 497 wniosków złożyły osoby posiadające Kartę Dużej Rodziny.

CZYTAJ TAKŻE: „Mój elektryk”. PKO Leasing i Masterlease pomogą zaoszczędzić kilkaset złotych na racie leasingowej

„Mój elektryk” dla firm

Wśród spółek i różnego rodzaju instytucji popularność programu jest znacznie mniejsza. Być może dlatego, że dla nich program ruszył kilka miesięcy później. Jak dotąd podmioty inne niż osoba fizyczna złożyły 904 wnioski, z których przyjęto do tej pory 283. W tym przypadku mówimy o łącznej kwocie blisko 20 mln złotych. Biorąc pod uwagę tempo napływania wniosków, można się spodziewać, że wcześniej czy później ta grupa będzie liczniejsza od osób fizycznych.

Rozwija się także tzw. ścieżka leasingowa. Do 21 lutego Bank Ochrony Środowiska podpisał 12 umów z firmami leasingowymi. Przedstawiciele BOŚ, w odpowiedzi nadesłanej do redakcji IBRM Samar poinformowali, że bank przesłał już do firm leasingowych wypełnione umowy dotacji dla 136 pojazdów” – czytamy.

Samochód elektryczny z dopłatą dla osób fizycznych

Program „Mój elektryk” dla osób fizycznych ruszył 12 lipca 2021 roku. Od tego dnia Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przyjmuje dotacje do kupionego samochodu.

Trzeba pamiętać, że w tym przypadku limit wartości pojazdu wynosi 225 tysięcy złotych. Ograniczenie to nie dotyczy jednak osób posiadających Kartę Dużej Rodziny.

W tym przypadku dotacja wynosi 18.750 PLN. Rodziny z trójką i większą liczbą dzieci mogą otrzymać wyższe wsparcie, nawet do 27 tys. PLN.

Samochód elektryczny z dopłatą dla firm

8 września 2021 r. NFOŚiGW podpisał umowę z Bankiem Ochrony Środowiska. Na jej mocy, BOŚ zaprosił firmy leasingowe do współdziałania w ramach programu „Mój elektryk”.

Z kolei od 22 listopada 2022 r. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej przyjmuje wnioski o wsparcie w zakupie auta elektrycznego przez podmioty inne niż osoby fizyczne. To oznacza, że „Mój elektryk” stał się dostępny np. dla spółek z ograniczoną odpowiedzialności, organizacji, samorządów etc. „Dla osobowych „elektryków” firmowych przewidziano dotację w wysokości 18 750 zł lub nawet 27 000 zł, jeśli deklarowany roczny przebieg pojazdu wyniesie co najmniej 15 tys. km” – systematyzuje w swoim opracowaniu IBRM Samar. „W przypadku samochodów dostawczych dotacja jest jeszcze wyższa, w zależności od przebiegu rocznego  –  do 50 tys. zł lub do 70 tys. zł, maksymalnie do 20 proc. lub do 30 proc. kosztów kwalifikowanych kupna samochodu” – przypomniano w raporcie.

Brak rąk do pracy, presja płacowa, trudne rozmowy o podwyżkach. Czyżby niebawem te problemy miały choć trochę ustąpić? Wczytując się w prognozę eksperta Konfederacji Lewiatan, dowiadujemy się, że niebawem bezrobocie może wzrosnąć. Czy rynek pracownika straci rozpęd?

Bezrobocie w styczniu 2022

Na przełomie roku nikt nie spodziewał się, że nad rynkiem pracownika mogą zacząć gromadzić się czarne chmury. Trudno było nawet doszukać się takich tonów w prognozach ekonomistów. Jak się okazało, stopa bezrobocia w pierwszym miesiącu nowego roku była nawet niższa, niż szacowało ją Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Mówimy bowiem o wskaźniku na poziomie 5,5%. Obok danych z 2020 roku to NAJNIŻSZY wynik w historii styczniowych odczytów! Co prawda w ujęciu miesięcznym mówimy o wzroście o 0,1 punktu proc., ale to raczej kosmetyczna zmiana. Bez wpływu na samopoczucie pracowników. Dość powiedzieć, że to najłagodniejszy historycznie, jak zauważa Konfederacja Lewiatan, wzrost stopy bezrobocia na przełomie roku. Idylla ludzi pracy? Niekoniecznie.

Mamy rekordowo❗️ niskie bezrobocie (5,5%) - podaje @GUS_STAT.

Podaż pracy jest zdecydowanie niższa ⬇️niż popyt.

Pracodawcy coraz bardziej odczuwają presję płacową 💰 ze strony pracowników.

Przeczytaj komentarz eksperta➡️https://t.co/LW08GpWurG pic.twitter.com/NSqYqsixXA

— Lewiatan Tweets (@LewiatanTweets) February 23, 2022

Czarne chmury nad rynkiem pracownika?

Eksperci patrzący nieco w przyszłość dostrzegają kilka niepokojących trendów.

Po pierwsze: „Taka sytuacja na rynku pracy to przede wszystkim wynik działań podjętych w ramach tarcz antykryzysowych na początku pandemii, ale także rozpędzonej gospodarki. Nadchodzące spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego, stymulowane podwyżką stóp procentowych, może przynieść w kolejnych miesiącach wyższe bezrobocie. Oczekujemy, że w lutym wyniesie ono 5,8%, choć kolejne miesiące to nadal dość duża niepewność i zmienność” – czytamy w analizie eksperta ekonomicznego Konfederacji Lewiatan Mariusza Zielonki.

To jednak nic. Ekonomiści bardzo na serio biorą czarne scenariusze rozwoju zdarzeń za naszą wschodnią granicą.

Na nasz rynek pracy w związku z możliwą eskalacją konfliktu na Ukrainie może trafić nawet 200 tys. pracowników zza wschodniej granicy. Wypełniłoby to lukę i pozwoliłoby jednocześnie zmniejszyć presję płacową, a co za tym idzie, uniknęlibyśmy nieuzasadnionego wydajnością pracy wzrostu płac  w gospodarce” -  zauważa Mariusz Zielonka.

CZYTAJ TAKŻE: Konflikt rosyjsko-ukraiński. Jakie konsekwencje dla polskich firm?

Nic nie zapowiada wzrostu bezrobocia?

To, co czytamy obecnie w prognozach, zdecydowanie odbiega od tego, co obserwują menadżerowie. Tu i teraz. Póki co, pracownicy mają fantastyczną okazję na wysuwanie żądań płacowych.

Dość wysoka inflacja i obecna sytuacja na rynku pracy sprawiają, że pracodawcy innego rozwiązania nie widzą i pensje faktycznie podnoszą. Z drugiej strony, wielu zatrudnionych o gorszych wynagrodzeniach, bez obaw rzuca papierami. Wiedzą, że zaraz znajdą nową pracę – jeśli nie lepszą, to na pewno nie gorszą. Jak zauważa Lewiatan „Podaż pracy jest zdecydowanie niższa niż popyt na nią”. To nie są komfortowe warunki do bycia pracodawcą.

Lewiatan dostrzega także, że nigdy w historii badań NBP oczekiwania płacowe pracowników nie były na tak wysokim poziomie. O narastaniu presji mówi aż 37% firm. Dość powiedzieć, że trzy lata temu było ich zaledwie 19%. Dodajmy do tego, że od Nowego Roku najniższa krajowa wzrosła o przeszło 10%.

Przedsiębiorcy powinni przeczekać presję na podwyżki

W kontekście prognoz Lewiatana można się spodziewać, że na rynku pracy pojawi się długo oczekiwana przez pracodawców odwilż. Nawet jeśli, szczęśliwe, konflikt na wschodzie nie przyjmie dramatycznego przebiegu, trudno oczekiwać, że rozwój gospodarczy w obecnych warunkach utrzyma tempo. Inflacja, wysokie stopy, niepokoje geopolityczne, rosnące koszty działalności - zrobią swoje. A skoro tak, rynek zatrudnienia naturalnie wejdzie w zupełnie inną fazę. Presja płacowa zacznie powoli topnieć. Zupełnie inna rzecz – na jak długo?

5.734 firmy – tyle nowych przedsiębiorstw powstało dzięki działającemu od 2014 roku programowi "Wsparcie w starcie". W jego ramach można otrzymać pieniądze na firmę. Jak to działa w praktyce? Wyjaśniamy.

Pieniądze na firmę dla setek osób rocznie

Można mieć świetny pomysł, doskonałe doświadczenie oraz biznesplan rozpisany w najmniejszych szczegółach. Potrzebne są jednak także pieniądze na firmę. Bez nich, nawet najlepiej opracowana strategia spełznie na niczym.

W Magazynie Firma, co jakiś czas piszemy o programach, które pozwalają osobom zakładającym firmę zdobyć niezbędne środki na rozpoczęcie i rozwój własnej, wymarzonej działalności. Jednym z takich mechanizmów jest Rządowy Program „Pierwszy Biznes – Wsparcie w starcie”. Tylko w 2021 roku w jego ramach podpisano 633 umowy na łączną kwotę wsparcia w wysokości 54 mln złotych. Rok wcześniej, w 2020 było to 647 umów na przeszło 50 mln złotych. Od początku funkcjonowania programu, finansowy zastrzyk otrzymały 5.734 wchodzące na rynek firmy. W takim globalnym ujęciu mówimy już o 398 mln złotych, które popłynęły do nowych przedsiębiorców.

CZYTAJ TAKŻE: Potężne dotacje na założenie firmy. Niestety głównie dla mieszkańców wsi

Jak działa „Wsparcie w starcie”?

Program „Pierwszy Biznes – Wsparcie w starcie” realizowany jest przez Ministerstwo Rodziny Polityki Społecznej, a także Bank Gospodarstwa Krajowego. Głównym celem finansowego mechanizmu proponowanego przez państwo jest pomoc finansowa dla nowych firm.

Dokładnie rzecz ujmując, całość polega na udzieleniu preferencyjnych kredytów w wysokości ok. 113 tys. zł na okres 7 lat. Celem jest prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Trzeba przyznać, że cała procedura przyznawania pożyczki jest maksymalnie uproszczona. Ważne jest również to, że spłatę można wstrzymać przez cały rok. W ten sposób, firmy mogą rozłożyć spłatę zobowiązania na wygodne raty i spokojnie planować rozwój swojego przedsięwzięcia.

Dla kogo „Wsparcie w starcie”?

Jak informuje resort rodziny i polityki społecznej, adresatami programu są osoby rozpoczynające działalność gospodarczą. Mowa o studentach, absolwentach, ale także bezrobotnych. Z programu mogą skorzystać również opiekunowie osoby niepełnosprawnej, którzy nie wykonują aktualnie innej pracy zarobkowej.

Wsparcie w starcie – kto korzysta najczęściej?

Wśród blisko sześciu tysięcy firm, które powstały dzięki programowi najwięcej jest tych zajmujących się usługami. To ponad połowa, bo 3.090 firm. Drugie miejsce zajmują firmy handlowe (1.459). Najwięcej umów w ośmioletniej historii programu podpisano na Mazowszu (884) oraz w Małopolsce (690). Tylko do tych dwóch regionów popłynęło wsparcie na przeszło 111 mln złotych.

Ostatnie wydarzenia pogodowe, namieszały w setkach firm. Opóźnienia zleceń, zniszczenia sprzętu, wstrzymane prace ekip – to tylko niektóre przykłady następstw wichur, jakie tej zimy nieustannie przechodzą nad Polską. Wielu przedsiębiorców podjęło właśnie decyzję o dodatkowych ubezpieczeniach oraz dodatkowych zapisach w umowach z klientami. Wichura i biznes nie idą w parze. Które branże tracą najwięcej?

Wichura i biznes – straty liczone w milionach

W ciągu ostatnich czterech tygodni nad Polską przesuwa się już siódmy układ niskiego ciśnienia, który powoduje potężne wichury. W wielu miejscach przeszedł szkwał, który spowodował konkretne straty, a nawet doprowadził do tragedii, jak np. na budowie osiedla w Krakowie. Sprawdziliśmy, jak bardzo seria załamań pogody pokrzyżowała plany polskich przedsiębiorców.

Logistyka – wichura oznacza opóźnienia

Jedną z branż, szczególnie dotkniętych przez wichury jest logistyka. Jak przyznaje w rozmowie z Magazynem Firma dyrektor działu SCM w dużej firmie handlowej, są przewoźnicy, którzy wstrzymują przejazd tirów „na pusto” z powodu ryzyka przewrócenia pojazdu przez wiatr. „Mieliśmy przykre doświadczenie przed czterema laty. Jeden z naszych zestawów transportowych został wywrócony na bok na autostradzie. Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii. Od tej pory wprowadziliśmy restrykcyjne procedury” – przyznał.

Wichury ograniczają także prace dźwigów i suwnic stosowanych przy załadunku. Wyjazd towarów bywa opóźniony od kilku do kilkunastu godzin. Dlatego firmy logistyczne od lat stosują zapisy w umowach powołujące się na działanie siły wyższej. Niektóre ograniczają transport wszędzie tam, gdzie pojawi się drugi lub trzeci stopień ostrzeżenia. „Każdy alert RCB w telefonie zapala w naszych głowach lampkę ostrzegawczą. Musimy podejmować trudne decyzje” – mówi nasz rozmówca.

CZYTAJ TAKŻE: Konflikt rosyjsko-ukraiński. Jakie konsekwencje dla polskich firm?

Budownictwo – bezpieczeństwo w czasie wichur

Przypadek z ostatnich dni z Krakowa, pokazał jak niebezpieczna bywa praca na budowie w czasie wichury. W wyniku zawalenia się dźwigu zginęło dwóch pracowników firmy podwykonawczej.

Przedsiębiorstwa budowlane mówią wprost, że dwa dni wichury oznaczają czasem… kilkanaście dni opóźnienia. Często konieczne jest porządkowanie terenu, niezbędne do prowadzenia dalszych prac. Wcześniej, w chwili otrzymania ostrzeżeń prowadzone są działania zmierzające do zabezpieczenia lżejszych przedmiotów, np. płyt styropianowych, materiałów wykończeniowych, blach czy narzędzi.

Krajowa turystyka traci na wichurach

- „Zawsze kiedy pojawia się alert RCB lub złe prognozy pogody, część turystów, którzy mieli u nas rezerwacje, rezygnuje z przyjazdu. Nie dotyczy to wszystkich, ale około 30-40% osób, które uzależniają swój pobyt od pogody” – mówi właścicielka pensjonatu na Podhalu, niedaleko Zakopanego. Podobną, choć nieco niższą skalę rezygnacji wskazują właściciele innych górskich pensjonatów.

Braki dostaw prądu a biznes

W minioną sobotą w okolicach Przedborza (Łódzkie) doszło do awarii sieci energetycznej. Jedynie te sklepy, które dysponują agregatem i mobilnym terminalem płatności na baterie funkcjonowały normalnie. Wszystkie inne, musiały zamknąć się na klientów na większość dnia. W wielu przypadkach to straty nie do nadrobienia.

To samo dotyczy innych firm, np. świadczących usługi przez internet w wariancie B2B. „Pracuję tyle, na ile pozwoli bateria w laptopie, potem mam przymusową przerwę” – mówi redaktor serwisu e-commerce z okolic Nowego Tomyśla. Warto pamiętać, że punktowe awarie sieci energetycznej potrafią wyłączyć dość duże obszary np. w lokalnej sieci światłowodowej oraz internetu bezprzewodowego.

Problemy eksporterów, perturbacje na rynku pracy, straty dla inwestorów – to tylko niektóre możliwe konsekwencje, jeśli dojdzie do rosyjskiej inwazji na Ukrainie. Jak na polskie firmy może wpłynąć konflikt rosyjsko-ukraiński? Czy polski biznes może otrzymać uderzenie rykoszetem?

Konflikt rosyjsko-ukraiński – problemy dla eksporterów

Świat wstrzymał oddech, patrząc na rozwój wydarzeń i wsłuchując się w doniesienia z granicy rosyjsko-ukraińskiej. Mimo że nikt nie wie, czy do wojny w ogóle dojdzie, niepokój już przekłada się na nastroje w polskim biznesie.

Jak wynika z danych Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu w 2021 r. odnotowano wzrost zarówno eksportu, jak i importu między Polską a Ukrainą. Eksport towarów znad Wisły wyniósł 68,24 mld dolarów. To oznacza wzrost o 38,34%. Z kolei import towarów „Made in Ukraine” wyniósł 73,3 mld USD, co przełożyło się na wzrost o 35,64%. Saldo obrotów aktualnie jest ujemne i wynosi 5,05 mld dolarów amerykańskich.

W czasie, w którym MSZ ostrzega przed podróżami na Ukrainę, wiele firm nie chce ryzykować np. wyjazdami handlowymi do naszego wschodniego sąsiada. Transport nadal jest utrzymywany, jednak jak przyznaje nam jeden z handlowców, zarząd firmy, w której pracuje, już zawiesił zaplanowane wyjazdy na spotkania z klientami w Kijowie i Zaporożu, a to może przełożyć się na konkretne straty.

CZYTAJ TAKŻE: Kto zarabia na polsko-białoruskim konflikcie?

Wojna to cios w eksport i import

Nikt nie ma wątpliwości, że wybuch ewentualnej wojny jeszcze bardziej pogorszy sytuacje. Jeśli rzeczywiście doszłoby do konfliktu, który obejmie cały kraj, wymiana handlowa z Ukrainą może zostać całkowicie zamrożona.

Inwestycje polskich firm na Ukrainie

Według danych Narodowego Banku Ukrainy w 2020 roku wartość polskich inwestycji zagranicznych w tym kraju wynosiła 129,3 mln dolarów. To oznacza, że Polska jest czwartym największym inwestorem nad Dnieprem. Choć są też zestawienia, które plasują nas nieco niżej w rankingu. Niemniej, w przypadku ewentualnej wojny musimy liczyć się z poważnymi stratami po stronie polskich inwestorów. Wszystko będzie zależało od skali konfliktu, oraz zasięgu terytorialnego działań zbrojnych. Choćby z tego powodu, trudno przewidywać skalę ewentualnych problemów po stronie inwestorów z naszego kraju.

Perturbacje na polskim rynku pracy

Polska liczy się z tym, że w razie wybuchu wojny, do Polski napłynie fala uchodźców z Ukrainy. Mowa o dziesiątkach tysięcy ludzi. Warto pamiętać, że w Polsce istnieje możliwość legalnego zatrudnienia osób, które czekają dopiero na status uchodźcy. Pisaliśmy o tym w tym artykule. Ważne jest jednak to, by miały odpowiednie zaświadczenie wydane na przykład przez szefa Urzędu ds. cudzoziemców. Można się więc spodziewać, że w takiej sytuacji diametralnie zmieni się sytuacja na rynku pracy. Szczególnie we wschodnich województwach.

Szacuje się, że chłonny, polski rynek pracy, mógłby znaleźć miejsce zatrudnienia dla sporej części uchodźców z Ukrainy. Pośrednio taka sytuacja mogłaby obniżyć presję płacową. Dla państwa oznaczałaby jednak potężne koszty pomocy humanitarnej dla osób, które będą szukały schronienia na terenie Rzeczypospolitej Polskiej.

Brak odpowiedzi na list z urzędu to prosta droga do potężnej kary. Przekonała się o tym jedna ze spółek, która musiała zapłacić Urzędowi Ochrony Danych Osobowych 18 tysięcy złotych. Powód: brak współpracy z organem nadzorczym.

List z urzędu – lepiej odpisać

W tym przypadku Urząd Ochrony Danych Osobowych zwrócił się do jednej ze spółek o ustosunkowanie się do treści skargi. Regulator chciał poznać odpowiedź na szczegółowe pytania związane z prowadzoną sprawą. Wiadomo, że UODO wysłał cztery wezwania. Tylko jedno spółka odebrała, ale i tak nie zdecydowała się na nie odpowiedzieć.

Problem w tym, że zgodnie z prawem odpowiedzialność za nieudzielenie na żądanie urzędu potrzebnych informacji i tak spocznie na administratorze. Czyli np. Twojej firmie. Urząd Ochrony Danych Osobowych stawia sprawę jasno:nieudzielenie odpowiedzi na zawarte w odebranym przez Spółkę piśmie pytania, a także nieodbieranie pozostałych wezwań, wskazują na brak woli do współpracy w ustaleniu stanu faktycznego sprawy i prawidłowym jej rozstrzygnięciu”.

CZYTAJ TAKŻE: Za zgubienie służbowego pendrive'a odpowiada szef 

Co grozi za ignorowanie wezwania urzędu?

Strategia chowania głowy w piasek to bardzo krótkoterminowa strategia, która nie przynosi niczego dobrego. Brak wyjaśnień niezbędnych do rozpatrzenia sprawy prowadzonej przez UODO to naruszenie obowiązku dostępu do informacji. Takie działania po pierwsze utrudniają rozpatrzenie sprawy, po drugie wpływają na przedłużanie postępowania.

Warto wiedzieć, że spółka, czy osoba fizyczna prowadząca jednoosobową działalność gospodarczą jest traktowana jako podmiot, który profesjonalnie uczestniczy w obrocie prawno-gospodarczym. To oznacza, że w takich sytuacjach ma świadomość, że nie podejmowanie korespondencji to nic innego, jak naruszenie podstawowych obowiązków, jakie prawo nakłada na przedsiębiorcę.

W tym przypadku taka postawa kosztowała spółkę aż 18 tysięcy złotych. Wiadomo, że kara została już zapłacona.

Ignorowanie urzędowych wezwań to poważne naruszenie

Lekceważenie obowiązków związanych ze współpracą z UODO stanowi naruszenie o dużej wadze i jako takie podlega sankcjom finansowym. Dlatego też w tym przypadku, organ nadzorczy nałożył administracyjną karę pieniężną, która będzie nie tylko w tym indywidualnym przypadku skuteczna, proporcjonalna i odstraszająca, ale też będzie sygnałem dla innych podmiotów, jak ważna jest współpraca z UODO” – tłumaczy urząd w komunikacie.

Wiedza kosztuje, jednak jej przekucie na konkretne rozwiązanie, czasem jest jeszcze droższe. Są pieniądze dla firm, które chcą iść z duchem czasu. PARP dysponuje kwotą 54 mln złotych, które mają pomóc MŚP w cyfrowej transformacji.

Pieniądze dla firm na transformację cyfrową

Wśród wyzwań, jakie stoją przed firmami oraz osobami, które nimi zarządzają, wymienia się m.in. transformację cyfrową.

CZYTAJ TAKŻE: Odpuść etat, przejdź na samozatrudnienie. Możesz dostać sporo pieniędzy

Faktem jest, że w ostatnich latach, szczególnie w obliczu pandemii wiele firm musiało się zmienić. Część przedsiębiorców stanęła przed koniecznością zupełniej zmiany kanałów sprzedaży. Spory lifting przeszły formy dotychczasowego działania oraz modele biznesowe. W wielu przypadkach inaczej wygląda dziś obsługa klientów, czy zarządzanie zespołami pracowników, które często zostały rozproszone w ramach pracy zdalnej. Jak zauważa PARP, rozwijanie kompetencji cyfrowych przez kadry kierownicze wydaje się niezbędne do skutecznego zarządzania ich organizacjami oraz pracownikami. Temu właśnie ma służyć Akademia Menadżera MMŚP.

Wnioski o wsparcie doradcze i szkoleniowe można składać przez operatorów od 1 marca 2022 roku. Nabór planowany jest do 30 września 2023 r. Maksymalne przewidziane wsparcie dla firmy to 150 tysięcy złotych. Wkład własny musi jednak wynieść 20% całkowitych kosztów projektu. Aktualną listę operatorów można znaleźć tutaj.

CZYTAJ TAKŻE: Co to jest akredytywa dokumentowa? Cenne narzędzie dla eksporterów

Transformacja cyfrowa, czyli co?

Oczywiście powyższy opis może wydawać się szeroki. I w sumie taki ma być. Każda firma w zakresie zarządzania transformacją cyfrową ma swoje potrzeby, które trzeba szybko zdiagnozować. Następnie konieczne jest określenie luk kompetencyjnych właścicieli i skorzystać z ODPOWIEDNICH usług doradczych i szkoleń. I właśnie na to wszystko można przeznaczyć dofinansowanie. Mieszczą się w nim bowiem usługi zarówno doradcze jak i szkoleniowe z Bazy Usług Rozwojowych.

Na co pieniądze dla firm?

PARP w opisie Akademii Menadżera MMŚP zwraca uwagę na szeroki zakres tematyczny usług doradczych i szkoleniowych z Bazy Usług Rozwojowych. Niemniej muszą one wynikać z analizy potrzeb rozwojowych firmy w obszarze cyfryzacji. Ważne jest także, by mieściły się w opisie kompetencji menadżerskich. Mówimy tutaj więc o takich zakresach tematycznych jak: (cytujemy za stroną PARP)

Więcej informacji na temat wsparcia dla mikro, małych i średnich firm można znaleźć tutaj. W tym przypadku pieniądze dla firm, choć dotyczą doradztwa i szkoleń, mogą okazać się ważnym krokiem na drodze do zmiany przedsiębiorstwa w nowoczesną organizację.

W związku z wejściem w życie pakietu Polski Ład, wiele osób zastanawia się do kiedy zmiana formy opodatkowania jest w ogóle możliwa. W tym artykule wyjaśniamy, ile czasu ma przedsiębiorca na tego typu modyfikacje. Czy rzeczywiście wszystkich obowiązuje jeden termin?

Zmiana formy opodatkowania - terminy

Jeżeli okaże się, że obecna forma opodatkowania w realiach Polskiego Ładu nam nie odpowiada, możemy ją zmienić. Pamiętajmy jednak - mimo że przepisy dają przedsiębiorcy prawo do zmiany, jej przeprowadzenie nie jest możliwe w każdym momencie. Państwo zabezpiecza się w ten sposób przed potężnym bałaganem, który pewnie by nastał, gdyby wszystkie osoby chciały zmieniać sposób rozliczenia co chwilę. Dlatego niezbędne jest zachowanie terminów.

CZYTAJ TAKŻE: Terminy opłacania składek ZUS 2022 

20 lutego? Dlaczego?

W wielu artykułach poradnikowych pojawia się jedna data – 20 lutego. Przedsiębiorcy zadają jednak pytanie, czy tern termin dotyczy wszystkich. Okazuje się, że nie i za chwilę dokładnie to wyjaśnimy. Więcej czasu na zmiany mają np. osoby, które swój biznes prowadzą niejako przy okazji etatu i nie wystawiają zbyt często faktur. Co zatem wynika z przepisów?

Kiedy zmiana formy opodatkowania?

Obowiązujące obecnie prawo jasno wskazuje, kiedy można dokonać zmiany formy opodatkowania. Generalnie, jest to możliwe do 20 dnia miesiąca, po którym przedsiębiorca uzyskał pierwszy przychód w danym roku. Co to oznacza w praktyce? Jeśli pierwszą fakturę w 2022 roku wystawiłeś w styczniu, termin dokonania zmiany upływa 20 lutego. Jeśli jednak w styczniu miałeś przestój, lub zawiesiłeś biznes na kołku i ruszyłeś z nim na dobre w lutym, wtedy obowiązuje Cię termin 20 marca itd.

Jak zmienić formę opodatkowania w firmie?

Zmiana formy opodatkowania w firmie nie jest skomplikowanym działaniem. Każdy przedsiębiorca jest w stanie dokonać jej we własnym zakresie. W jaki sposób? Wchodzimy na portal biznes.gov.pl. Następnie na stronie głównej wybieramy opcję „Zmień dane w CEIDG”. Dla ułatwienia podajemy bezpośredni link. Cała operacja polega zatem na edycji danych wpisu. Wcześniej konieczne jest zalogowanie profilem zaufanym.

 

Cena brutto w dół, cena netto w górę. Tak najprościej należy wytłumaczyć to, co się wydarzyło przy okazji ostatniej cenowej operacji rządu. Przypomnijmy, wprowadzona Tarcza Antyinflacyjna 2.0. obniża VAT na benzynę, olej napędowy i LPG. Ale czy ktoś powiedział, że spadnie także cena netto? Otóż nic z tego.

Tarcza antyinflacyjna nie dla przedsiębiorców

Przeciętny Kowalski pracujący na etacie i podjeżdżający na stację paliw, efekt Tarczy widzi od razu. Na pylonie przed wjazdem ceny wyraźnie spadły. Przedsiębiorca, który odlicza VAT, musi jednak na to zagadnienie spojrzeć zupełnie inaczej. Jego interesuje bardziej cena netto. A ta, jak się okazało, ostatnio wzrosła. To oznacza, że osoba prowadząca działalność gospodarczą, na tarczy antyinflacyjnej nie skorzysta wcale.

CZYTAJ TAKŻE: Tarcza antyinflacyjna. Informacja przy kasie jak rządowa reklama

Na facebookowym fanpage’u „Biznes na ostro” pojawiło się ciekawe obliczenie jednego z przedsiębiorców. Pod koniec stycznia zatankował on pełny bak paliwa, płacąc 5,89 zł brutto, czyli 4,79 netto. Teraz, w czasie powrotu z ferii kupił paliwo za 5,32 zł brutto (mniej prawda?), ale 4,92 zł netto! To oznacza, że dla tego przedsiębiorcy litr paliwa zdrożał o około 10-12 groszy na litrze. Cuda? Nie. To matematyka, która znów demaskuje, że to, co ma być skuteczne, skutecznym wcale dla wszystkich nie jest

Ceny paliw dla przedsiębiorców

Ok. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że na cenę netto wpływ ma wiele czynników. Nie czas, i nie miejsce, by teraz po raz kolejny te mechanizmy opisywać. Jak ma jednak czuć się przedsiębiorca, który znów widzi, że to, z czego cieszą się inni, jego nie dotyczy? I to wyłącznie dlatego, że pewnego dnia wziął sprawy w swoje ręce, założył biznes i ciężko pracuje na dobry wynik PKB polskiej gospodarki? A przy okazji utrzymuje miejsca pracy.

Dlaczego tarcza antyinflacyjna nie działa?

Obniżenie samego VAT-u na paliwa to działanie obliczone w bardzo krótkiej perspektywie. Przeciętny Kowalski się ucieszy. Ba, powie nawet, że rząd walczy z jednym z czynników, który napędza inflację. Bo przecież droższe paliwa, to droższy transport – pieczywa, wędlin, makaronu, piwa… Guzik prawda.

Sami Państwo widzicie, że tak to nie działa. Bo skoro dostawca chleba, kiełbasy podwawelskiej, czy majonezu płaci za paliwo de facto więcej, to „paliwowy” element inflacyjny nadal istnieje i ma się doskonale! A inflacja nakręca się dalej. No cóż. Ta tarcza chroni wybiórczo.

Magazyn Firma

Magazyn Firma to serwis dla przedsiębiorców sektora MŚP. Prosto, konkretnie i praktycznie pokazujemy to, co ciekawe w zarabianiu pieniędzy.

Odwiedź nas na:

Magazyn Firma 2022. All Rights Reserved.
magnifier