Kto w ostatnich miesiącach odwiedził salon samochodowy z zamiarem zakupu konkretnego modelu w wybranej wersji wyposażeniowej, często przecierał oczy ze zdumienia. Termin odbioru auta, jaki padał w trakcie rozmowy, przypominał bardziej pierwszą wolną datę konsultacji u lekarza specjalisty na NFZ. Ten, kto potrzebował samochód dla firmy na „już”, zbyt dużego wyboru nie miał. Albo bierze się to, co jest aktualnie na stocku dealera, albo trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Przy okazji wrześniowych targów motoryzacyjnych w Monachium, dziennikarka CNBC rozmawiała z przedstawicielami czołowych producentów branży motoryzacyjnej. Zgodnie przyznawali oni, że problem z półprzewodnikami, które są kluczowym elementem nowoczesnych aut, z ogromną mocą uderza w ich biznes. Co więcej, przedstawiciele VW, Forda czy Daimlera zgodnie stwierdzają, że nie wiadomo kiedy ten problem zostanie rozwiązany.
CZYTAJ TAKŻE: 5 najciekawszych samochodów, na które można otrzymać dofinansowanie
Szef europejskiego Forda, Gunnar Herrmann w rozmowie z CNBC wskazał, że niedobór na rynku chipów może zakończyć się w 2024 roku, ale pewności co tego nikt nie ma.
Dlaczego półprzewodniki są tak ważne w branży moto? Weźmy przykład. Bardzo popularny w polskich realiach samochód dla firmy Ford Focus ma na swoim pokładzie 300 chipów. W przypadku aut elektrycznych liczba ta, może być nawet… dziesięciokrotnie (!) wyższa. To pokazuje, że współczesny samochód bez chipów nie pojedzie. Branża motoryzacyjna również.
Żeby być fair wobec naszych czytelników, powinniśmy powiedzieć „Dziwna sprawa, nikt tego do końca nie wie”. Rzeczywiście sytuacja jest złożona. Analizując jednak sytuację na rynku, można dostrzec pewną „historię choroby”. Około półtora roku temu pojawiły się problemy z dostępnością zaawansowanych kart graficznych i komputerów gamingowych. Tłumaczono to wzrostem popytu spowodowanym powstawaniem potężnych „koparek” kryptowalut w Chinach. Problem jednak okazał się głębszy. Producenci podzespołów komputerowych przyznawali, że nie wyrabiają się z zamówieniami. Krótko mówiąc - klęska urodzaju. Do tego doszło kilka zdarzeń losowych jak pożar jednej z fabryk w Japonii, załamanie pogody w Teksasie i… koronakryzys.
W czasie pandemii, najpierw branża motoryzacyjna się zamknęła. Spadła sprzedaż, a w salonach hulał wiatr. Taki stan trwał niedługo, bowiem szybko konsumenci doszli do wniosku, że w tych zwariowanych czasach własny samochód do podstawa egzystencji i ruszyli z zamówieniami. Równowaga dostaw półproduktów i surowców została naruszona, a ciężki jak nigdy portfel zamówień coraz bardziej ciążył na terminowości i dostawach. Efekt: z fabryk wyjeżdżały niekompletne auta, które czekały na parkingu „półproduktów” na brakujący jeden, dwa, lub kilkanaście podzespołów.
Ze strony samych przedsiębiorców coraz częściej słychać, że samochody już eksploatowane we flotach zostaną w firmie na dłużej. Co ciekawe, niektórzy szukają tymczasowych rozwiązań na rynku wtórnym.
Są firmy, które w pilnej sytuacji wybierają auto wśród egzemplarzy poleasingowych, a nawet z komisu. Należy się więc spodziewać, że auta używane będą lepiej trzymać cenę. W tej sytuacji przeciętny Kowalski będzie sięgał po starsze i tańsze modele. Widać to już w statystykach. Jak donosi Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, średnia wieku sprowadzanych aut do Polski w sierpniu pobiła historyczny rekord – 12,1 roku. Takiego wyniku, nie było NIGDY w 21-letniej historii gromadzenia takich danych przez CEPiK.
Wielka firma, a nie ma gdzie po drugie śniadanie wyskoczyć. W Polsce, głównie na prowincji, działa wiele zakładów pracy, które zlokalizowane są na uboczu np. przedmieściach miast, w strefach przemysłowych, a czasem nawet na terenach wiejskich. Nawet nieduży sklep w okolicy dużego zakładu może być kopalnią zysków.
CZYTAJ TAKŻE: SKLEP W OKOLICY LICEUM LUB TECHNIKUM
Od zawsze pojawienie się dużego pracodawcy w danej okolicy, generowało rozwój wszelkiego rodzaju usług – gastronomii, transportu, handlu artykułami spożywczymi. W wielu miejscach w naszym kraju lokalni przedsiębiorcy nie odrobili jednak tej lekcji. Znamy przykłady miast powiatowych, gdzie znajdująca się na uboczu firma, nie jest otoczona żadnym biznesem, który mógłby korzystać z sąsiedztwa dużego gracza. To dobra informacja dla dostawców różnego rodzaju automatów z przekąskami, czy jedzeniem na dowóz. Jednak możliwości zarabiania na „dużym sąsiedzie” wcale na tym się nie kończą. Czasem dopiero się zaczynają.
Załóżmy, że dana firma zatrudnia 1000 osób na dwóch zmianach. Oznacza to, że na ograniczonej geograficznie, niewielkiej przestrzeni, pojawiają się co najmniej trzy fale przepływu sporej grupy osób. Przed pierwszą zmianą, na styku zmian oraz po drugiej zmianie. Załóżmy, że jest to godzina 6:00, 14:00 oraz 22:00. W międzyczasie pojawiają się pracownicy biurowi pracujący na nieco innych zasadach, którzy np. przychodzą do firmy np. na 8:00 i kończą ją o 16:00.
Doliczając do tego przerwy śniadaniowe, czy wyjścia na przysłowiowego papierosa, istnieje szansa, że w naszym sklepie nudzić się nie będziemy, a obroty będą utrzymywały się na zadowalającym poziomie.
Ważna jest oczywiście lokalizacja. Sklep obsługujący pracowników danej firmy musi znajdować się maksymalnie blisko bramy głównej lub wejścia, tak, aby obsłużyć jak najwięcej osób. Przydatny jest również parking dla klientów, czy stojak na rowery.
Jeśli firmę od sklepu dzieli droga, istotna jest bliskość przejścia dla pieszych oraz natężenie ruchu. Pół biedy jeśli jest to droga lokalna. Problem pojawia się np. wtedy, gdy jest to droga krajowa. Aspekty bezpieczeństwa, oraz wygodnego dotarcia do naszego sklepu klientów są w tym przypadku bardzo ważne.
W naszych rozważaniach nie bierzemy pod uwagę otwarcia sklepu na terenie firmy. Doświadczenie podobnych biznesów wskazuje, że takie przedsięwzięcie wiąże się często z dużymi kosztami i ograniczeniem grupy potencjalnych klientów do samych pracowników zakładu. Choćby z tego powodu warto rozważyć założenie sklepu w bliskim sąsiedztwie firmy, ale nie na jej terenie.
Warto podpytać pracowników firmy, np. o to jaki jest układ przerw w danej firmie i czy mogą oni swobodnie opuszczać w ich czasie teren zakładu. Brzmi jak żart? Niekoniecznie. Wiele firm prowadzących elektroniczny system rejestracji czasu pracy (RCP) wymaga, by osoby wychodzące poza teren zakładu, odbijały kartę, zgłaszając w ten sposób chwilową nieobecność.
Takie rozwiązania są wprowadzane m.in. ze względu na kwestie BHP. Wypadek w drodze do sklepu w przerwie śniadaniowej, może być bowiem traktowany jako… wypadek przy pracy. Jeśli karta zostanie „odbita” – problemu nie ma. Wszelkie podobne ograniczenia w mobilności mogą być dla nas problemem. Nie każdy chce tracić np. pół godziny czasu pracy, przez spacer po hot-doga.
Oprócz standardowego asortymentu, dobrze sprzedają się w takich miejscach takie artykuły jak przekąski (w tym również ciepłe), napoje, papierosy, owoce, produkty higieniczne, leki bez recepty na ból głowy czy gardła. Zresztą pierwszy, testowy miesiąc działalności takiego biznesu, dokładnie pokaże nam, co się w takim miejscu sprzedaje, a co nie.
Dziś sami przedsiębiorcy nie mają już złudzeń. „Obecnie na rynku pracy nie widać już negatywnych skutków pandemii Covid-19. Systematycznie spadające bezrobocie i towarzyszący mu wzrost przeciętnej płacy oraz rosnąca liczba pracujących oznacza, że największym wyznaniem dla pracodawców jest obecnie ograniczenie rotacji i pozyskanie nowych pracowników” – pisze w najnowszym komentarzu ekspertka Konfederacji Lewiatan Monika Fedorczuk.
Wystarczy spojrzeć na lipcowe dane dotyczące osób pozostających bez pracy. Według GUS, na koniec lipca 2021 roku stopa bezrobocia wyniosła 5,8%. Jeśli jednak popatrzymy na nieco inną metodologię stosowaną w Badaniu Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), dowiemy się, że osoby bez zatrudnienia w II kwartale br. to zaledwie… 3,5% ludności aktywnej zawodowo.
Jak zauważa we wspomnianym komentarzu Monika Fedorczuk z Lewiatana, w niektórych powiatach poziom bezrobocia rejestrowanego spadł poniżej poziomu 3%. To tylko jedna, ale wiele mówiąca informacja o tym, z jak wysokim popytem na pracę mamy dziś do czynienia. Sprawdziliśmy, w których powiatach aktualnie bezrobocie jest najniższe, a w których utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie – dużo wyższym niż średnia krajowa.
Kolorem ciemnozielonym zaznaczyliśmy powiaty ziemskie oraz miasta na prawach powiatu, w których bezrobocie wynosi 3% i mniej. W sposób szczególny wyróżnia się tutaj Wielkopolska z Poznaniem, oraz powiatami położonymi na południe od tego miasta. Niskie bezrobocie rejestrowane jest także w Warszawie, Katowicach, Sopocie czy Wrocławiu i okolicach. Kolorem jasnozielonym, powiaty, w których bezrobocie wynosi od 3,1% do 4% (nanieśliśmy je poglądowo dla pokazania tendencji regionalnych)
POWIATY ZE STOPĄ BEZROBOCIA WYNOSZĄCĄ 3% I MNIEJ
za GUS:
Eksperci nie mają wątpliwości, że w wielu miejscach przedsiębiorcy muszą nieźle nagimnastykować się, szukając pracowników do swoich firm. Na porządku dziennym jest już obniżanie na początek wymagań, co zawsze skutkuje inwestycjami związanymi z onboardingiem i niezbędnym przeszkoleniem pracownika. Z drugiej strony coraz wyraźniej widać podnoszenie płac, by zapobiegać rotacji już pracujących. Konkurencja bowiem nie śpi, o czym pisaliśmy tutaj.
Według branżowych danych, największe zapotrzebowanie na pracowników widoczne jest w handlu oraz usługach, co w ocenie ekspertki Lewiatana jest pewnym zaskoczeniem. Mówi się bowiem przede wszystkim o wakatach na stanowiskach w produkcji. Pracodawcy wyraźnie stawiają na stabilizację zatrudnienia. Aż 84,5% pracowników etatowych posiada umowę zawartą na czas nieokreślony. To wzrost (choć symboliczny) w porównaniu z pierwszym kwartałem o 0,7 punktu procentowego.
Pewien „zapas kadr” znajdziemy w powiatach o tradycyjnie wysokim odsetku bezrobotnych. Takim zagłębiem jest m.in. południowa część województwa mazowieckiego (z powiatem szydłowieckim na czele). Teoretycznie, mogłoby być to zaplecze rąk do pracy dla aglomeracji warszawskiej. Są jednak dwa podstawowe problemy. To m.in. struktura bezrobocia w tamtym rejonie oraz czynniki społeczne. Duże bezrobocie utrzymuje się także na północy kraju, szczególnie w powiatach wzdłuż granicy z Federacją Rosyjską oraz w części województwa zachodniopomorskiego.
POWIATY ZE STOPĄ BEZROBOCIA WYNOSZĄCĄ 15% I WIĘCEJ
za GUS:
Jak tłumaczy Żabka „celem wdrożenia polisy jest zminimalizowanie ryzyka związanego z niepowodzeniem biznesowym w ramach własnej działalności”. Choć, chwilę później chwali się wysokim wskaźnikiem sukcesu biznesowego, dużo korzystniejszym niż w przypadku niezależnych sklepów. Przy tej okazji Żabka przypomina swoim franczyzobiorcom, że każde prowadzenie działalności gospodarczej wiąże się z różnymi ryzykami, w tym także popadnięciem w długi. Może zatem faktycznie lepiej się zabezpieczyć?
CZYTAJ TAKŻE: Żabka – opis franczyzy. Jak wygląda franczyza Żabki?
Jak tłumaczy sieć, zadaniem polisy jest kompensowanie znacznej części ewentualnego zadłużenia w momencie zakończenia działalności gospodarczej. To oznacza, że właściciel sklepu, któremu biznes nie wyszedł, nie zakończy swojego projektu pt. „franczyza” z potężnymi długami.
Jak zapewnia sieć, ostateczny kształt i warunki polisy zostały przygotowane m.in. na podstawie konsultacji z franczyzobiorcami.
Za produkt odpowiada TUW PZUW, czyli towarzystwo wchodzące w skład Grupy PZU. Jak zapewnia dyrektor zarządzający Żabka Polska „Ubezpieczenie jest dostępne dla wszystkich franczyzobiorców Żabki, a dzięki skali naszego działania, koszt ubezpieczenia jest bardzo atrakcyjny”. Szczegółów jednak firma w swoim komunikacie nie zdradza. Zaznaczono jedynie, że wysokość składek oraz wartość, na jaką ubezpieczeni będą franczyzobiorcy, będzie zależna od liczby „Żabek” prowadzonych przez konkretnego przedsiębiorcę.
To pierwszy taki produkt w Polsce – zachwala TUW PZUW i dodaje - „Formuła ubezpieczeń wzajemnych pozwala na dużą elastyczność i dostosowanie oferty do oczekiwań ubezpieczonych. Współpraca z siecią Żabką i jej franczyzobiorcami jest modelowa. Z ich udziałem stworzyliśmy skrojony na miarę produkt, dopasowany do potrzeb franczyzobiorców” – powiedział cytowany w komunikacie dyrektor biura odpowiedzialnego za Ubezpieczenia Korporacyjne w TUW PZUW, Sebastian Wiatr.
Co ciekawe polisa ma być dostępna dla każdego właściciela Żabki. To oznacza, że ochroną ubezpieczeniową może zostać objęty każdy, niezależnie od stażu działalności czy aktualnej sytuacji finansowej. Zasady działania polisy zostały już zaprezentowane właścicielom „zielonych sklepów” w czasie spotkań z przedstawicielami sieci. Wiadomo, że już rozpoczęto wdrażanie tego pomysłu, co ma potrwać kilka tygodni.
Pakiet SLIM VAT 2, którego rozwinięciem jest anglojęzyczny termin „Simple Local and Modern VAT” jest kolejnym zestawem zmian w przepisach, które w intencji ministerstwa finansów mają ułatwić życie przedsiębiorcom rozliczanie VAT-u.
Jak tłumaczy wiceminister finansów Jan Sarnowski - „SLIM VAT 2 to usunięcie długiej listy niepotrzebnych obowiązków, które dotychczas ciążyły na przedsiębiorcach. Przyjęte uproszczenia są efektem dialogu z biznesem, odpowiadają na jego realne potrzeby. Wynikają z głosów pojedynczych przedsiębiorców oraz ich przedstawicieli – potrzebę ich wdrożenia zgłaszali m. in. Rzecznik MŚP, Konfederacja Lewiatan i Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji”.
Wśród nowych rozwiązań, jakie wchodzą do systemu prawnego w pakiecie, znalazły się m.in. określenia miejsca tzw. „dostawy ruchomej”, co ma zastosowanie w przypadku transakcji łańcuchowej, ułatwienia rozliczenia podatku przez importerów, czy wydłużenie z 2 do 3 lat opcji skorzystania z ulgi za złe długi.
Nowe prawo da także możliwość przekazywania środków między rachunkami VAT w różnych bankach podatnika. Będzie można także przeznaczyć pieniądze, jakie zostały zgromadzone na rachunku VAT na uregulowanie składki na ubezpieczenie rolników. Do tej pory, taka możliwość dotyczyła wyłącznie ZUS, a nie KRUS.
CZYTAJ TEŻ: Pomysł na biznes – recykling paneli fotowoltaicznych
Te i wiele innych uproszczeń wejdzie w życie już od 1 października 2021 roku, choć w terminarzu są pewne wyjątki. Możliwość płacenia składek na KRUS z rachunku VAT będzie możliwa dopiero od 1 stycznia 2022 roku.
Niedawno w Magazynie Firma opisywaliśmy zmiany w prawie dotyczące biletów kolejowych, które będą uznawane za faktury VAT, niezależnie od dystansu, jakiego dotyczą. Faktycznie, wraz z podpisem prezydenta, ten przepis od 1 października stanie się faktem.
To ułatwienie nie tylko dla przedsiębiorców, ale także przewoźników, którzy na dystanse poniżej 50 km nie będą musieli wystawiać osobnych faktur. „Oczywiście dla celów realizacji prawa do odliczenia zakup musi mieć związek z prowadzeniem działalności gospodarczej, m.in. w przypadku podróży służbowej” – zaznacza ministerstwo finansów.
Zmiany w fakturowaniu zawarte w SLIM VAT 2 powiązane są m.in. z przygotowaniami związanymi z wdrożeniem e-faktury do polskiego prawa.
Dzięki nowym przepisom zniknie np. obowiązek oznaczenia „Duplikat” w sytuacji zagubienia lub zaginięcia pierwotnego dokumentu sprzedaży. Podobnie będzie z wycofaniem obowiązku umieszczania w określonych sytuacjach oznaczeń „Korekta” lub „Faktura korygująca”, a także wskazania przyczyny zmian.
Wraz z wejściem w życie nowych przepisów pojawi się możliwość wystawiania korekt zbiorczych do poszczególnych pozycji faktury
Nowe przepisy zawarte w pakiecie SLIM VAT 2 umożliwiają także wcześniejsze wystawienie faktury. Teraz będzie można to zrobić nie wcześniej niż 60 dnia przed faktyczną dostawą towaru lub wykonaniem usługi. Do tej pory limit ten wynosił 30 dni.
Na całym świecie dość popularny jest ruch „zero waste”, którego celem jest maksymalne wykorzystanie surowców ze zużytego sprzętu oraz ograniczenie ilości śmieci, jakie trafiają na składowiska lub do spalarni. Mocnym akcentem tej filozofii były zakończone niedawno igrzyska olimpijskie w Tokio, podczas których najlepsi sportowcy otrzymywali medale wykonane z surowców odzyskanych z elektrośmieci.
Jak informuje AGH, z 10 telefonów komórkowych można uzyskać surowiec na jedną złotą obrączkę. Z kolei w przypadku starszej generacji paneli słonecznych składających się z 60 ogniw można uzyskać nawet 8 gramów srebra. AGH wylicza, że aby zrobić medal olimpijski ważący 550g konieczne jest poddanie pełnemu recyklingowi 70 paneli słonecznych.
To jednak nie wszystko. Wiele takich urządzeń zawiera także inny cenny metal - miedź i to w znacznie większych ilościach.
Sprawdź także: Pomysł na biznes: szkolne wycieczki patriotyczne. Państwo dopłaci nawet 15 tys.
Obecnie naukowcy stoją przed problemem stworzenia skutecznego sposobu na przeprowadzenie pełnego recyklingu wyeksploatowanych paneli słonecznych. Nie jest to zadanie proste, dlatego nad tym wyzwaniem pochyliło się całe konsorcjum złożone ze specjalistów z krakowskiej AGH oraz spółki 2loop Tech. Obecnie międzynarodowy zespół pracuje nad możliwościami odzysku z paneli nie tylko srebra, ale również i krzemu.
Firmy, które posiądą odpowiednią wiedzę oraz technologię odzysku cennych pierwiastków z paneli, mogą w ciągu dekady mieć pełne ręce roboty. Trudno wyobrazić sobie by ktoś w dalszym ciągu trzymał na dachu wyeksploatowane panele, a jak wiadomo, mają one ograniczoną żywotność. Coś będzie trzeba z nimi zrobić. Obecnie utylizacja tego typu sprzętu wiąże się z dużymi stratami, bowiem, pełny recykling w wielu przypadkach nadal jest niemożliwy.
Nie ulega wątpliwości, że przedsiębiorstwa, które opracują ten sposób i wdrożą go w efektywny sposób, będą miały zapewnione zyski na wiele lat.
Według ostrożnych szacunków w najbliższych latach w Polsce wyeksploatowanych zostanie około 100 ton paneli fotowoltaicznych. Eksperci spodziewają się, że ilość ta będzie z czasem rosła. Żywotność tego typu sprzętu ocenia się na 20-30 lat. Według naukowców, zużyte panele mogą być cennym źródłem srebra, krzemu, miedzi oraz szkła, które ponownie będą mogły trafić do zastosowań w przemyśle elektronicznym i elektrotechnicznym.
Na początek warto zapoznać się z przepisami, które są na razie projektem, ale wiele wskazuje na to, że w niezmienionym kształcie wejdą do porządku prawnego. Zarys ustawy regulującej kwestie e-faktur można przeczytać tutaj.
Jak tłumaczy ministerstwo finansów „faktury ustrukturyzowane, wystawione i udostępnione za pomocą KSeF, będą funkcjonowały w obrocie gospodarczym jako jedna z dopuszczanych form dokumentowania transakcji, obok faktur papierowych i obecnie występujących w obrocie gospodarczym faktur elektronicznych”.
TOP 5 tabletów dla handlowca do 2000 zł
Co prawda, w początkowym okresie e-faktury w ramach KSeF będą rozwiązaniem całkowicie dobrowolnym. Jako właściciel firmy sam zdecydujesz, czy chcesz wystawiać elektroniczne faktury ustrukturyzowane, czy zostawić tę sferę „po staremu”. Niemniej, jeśli chcesz spróbować, jak ten system będzie działał w Twojej firmie, możesz zupełnie bezkosztowo przeprowadzić... „eksperyment”.
Wielu przedsiębiorców zgłaszało w toku konsultacji potrzebę przetestowania systemu e-faktur. Ministerstwo Finansów, dla wszystkich chętnych opublikowało roboczą wersję struktury logicznej FA_VAT. Dzięki temu, można z wyprzedzeniem dostosować systemy informatyczne do wprowadzanej nowości.
Aby pobrać roboczą wersję struktury logicznej FA_VAT należy wejść na stronę Krajowej Administracji Cyfrowej oraz zakładkę dedykowaną Krajowemu Systemowi e-Faktur. Dla ułatwienia zamieszczamy tutaj link „na skróty”.
„W związku z przewidywanym zainteresowaniem dostawców oprogramowania spoza Polski, udostępniamy dokumentację struktury logicznej e-Faktury w angielskiej wersji językowej, jako materiał pomocniczy do celów wdrożeniowych” – napisano na stronie MF.
Osoby, które chcą zobaczyć jak wyglądają pliki KSeF mogą skorzystać z tego linku. Udostępniono tam zestaw przykładowych plików e-faktur, wystawionych w różnych wariantach.
Jeśli kusi Cię perspektywa prowadzenia własnego biznesu, lub Twój szef zachęca Cię do współpracy w wariancie B2B, musisz pamiętać, że cała operacja oznacza konkretne koszty na start. Jeśli liczysz, że będzie jak dawniej… jesteś w błędzie.
Patrząc na statystyki dotyczące nowo powstających jednoosobowych działalności gospodarczych i wyraźnie rysujący się rosnący trend, trudno wykluczyć, że spora część tych biznesów to nic innego jak „swap” etatu na B2B.
Wiele osób podejmując decyzję o przejściu na własną działalność nie bierze pod uwagę początkowych kosztów, lub znacznie je zaniża. A nie są one niskie. Przygotowaliśmy wstępną kalkulację, która może być pomocna przy podejmowaniu decyzji o przejściu na B2B.
Na początek podstawowe narzędzie pracy, które dotąd na etacie musiał zapewnić Ci szef. Teraz, kiedy sam jesteś sobie pracodawcą, musisz wyposażyć, się w niego we własnym zakresie. I nie są to małe koszty.
CZYTAJ TAKŻE: Jak wycenić jednoosobową działalność gospodarczą?
Między bajki trzeba włożyć opowieści o tym, że budżetowy komputer za 1.200 złotych spełni wszystkie Twoje oczekiwania. Jeśli zależy Ci na stabilności działania, wyższej kulturze pracy, szybkości włączania systemu operacyjnego i niskiej awaryjności, wydasz na ten cel minimum 2.000 złotych w wariancie używanego komputera poleasingowego z biznesowej linii.
Optymalna decyzja, którą podejmuje wielu startujących z własnym biznesie to nowy sprzęt ze średniej półki za około 3-3,5 tys. złotych.
Jeśli jednak Twoja praca wymaga zaawansowanego sprzętu np. do obróbki grafiki, materiałów multimedialnych lub cyfrowych projektów, wówczas będzie to sprzęt, którego ceny zaczynają się od 5 tysięcy w górę.
Dla naszej kalkulacji, której łączną kwotę przedstawimy pod koniec, przyjmijmy średnią cenę za komputer w wysokości 3000 zł.
Doliczmy do tego drukarkę za 1000 złotych – mimo cyfryzacji wielu procesów, czasem trzeba coś wydrukować.
Oczywiście, możesz zamienić swój prywatny telefon w służbowy. Jeśli jednak chcesz oddzielić obie sfery, lub dotąd używałeś służbówki również do połączeń prywatnych, musisz wkalkulować koszt zakupu nowego aparatu. Średniej klasy telefon, który nie jest ani flagowcem, ani budżetowym kompromisem kosztuje w okolicach 1.600-2.000 złotych.
CZYTAJ TAKŻE: TOP 5 telefonów do firmy do 2000 złotych (lato 2021)
Oczywiście, nawet jeśli weźmiesz przysłowiowy telefon „za złotówkę”, zapłacisz tyle samo, jednak na raty w ramach rocznego kontraktu. Doliczając do tego abonament z dużym pakietem danych np. 40 GB na poziomie 100 zł miesięcznie, roczny koszt samych usług telekomunikacyjnych będzie w granicach 1200 złotych (bez telefonu).
Do końcowej kalkulacji przyjmy sam zakup telefonu za 2.000 złotych – jako koszt początkowy.
Tu możesz sporo zaoszczędzić, jeśli planujesz pracować z domu. Co ciekawe, coraz więcej osób prowadzących JDG i niezatrudniających pracowników, decyduje się na wynajem miejsca, z którego będą mogli na spokojnie popracować, spotkać się z kontrahentem, gromadzić dokumentację. Cena najmu niewielkiego biura na przedmieściach dużego miasta to koszt około 400-500 złotych miesięcznie.
Problem w tym, że wielu miastach powiatowych brakuje takich biur i naprawdę ciężko jest znaleźć coś sensownego w takiej kwocie. Dość gęsto robi się także na rynku większych miast, gdzie coraz więcej osób nie chce dłużej pracować z domu i szuka kąta dla swojego biznesu. Stąd można się spodziewać, że ceny takiego najmu będą rosły.
Jeśli będziesz świadczył usługi dla jednej firmy w wariancie B2B, możesz „podnająć biurko” u swojego klienta. To dość często stosowana praktyka. Nie ma jednak nic za darmo. Często wiąże się to z symboliczną opłatą np. 100 lub 120 złotych, ale odchodzą wydatki na internet czy prąd.
Jeśli Twoja praca nie wymaga „kosmicznego” transferu, a jedyne, do czego używasz komputera to przesyłanie ofert, księgowość, odbieranie maili, nie musisz wydawać wiele. Za kilkadziesiąt złotych miesięcznie znajdziesz internet do 100 Mb/s, który spokojnie wystarczy Ci, nawet na oglądanie filmów w VOD w przerwie (jeśli będziesz miał na to czas).
Koszty routera i podłączenia, często są w cenie usługi, jednak kontrakt musisz podpisać na 12 lub 24 miesięcy. Zwróć uwagę, czy bez problemu, Twój usługodawca zmieni punkt dostępowy jeśli np. po pół roku zdecydujesz się na zmianę lokalizacji biura. To ważne, by nie brnąć w niepotrzebne koszty. W ramach jednego miasta, aglomeracji lub gminy zazwyczaj nie ma z tym problemu. Przyjmijmy, że na start wydasz 100 zł z ewentualną aktywacją lub kosztami połączenia (choć wcale nie muszą się pojawić).
Tutaj jest wiele opcji – od prostych rozwiązań połączonych z bankowym kontem dla firm, po biura, które prowadzą księgowość i doradztwo w tym zakresie. Dla naszych kalkulacji przyjmijmy podstawowe usługi księgowo-rozliczeniowe z usługą gromadzenia dokumentów, za które zapłacimy około 150-200 złotych miesięcznie. Może się okazać, że pierwsza opłata, będzie zawierała usługę wsparcia zakładania jednoosobowej działalności gospodarczej. Wtedy najpewniej zapłacimy nieco więcej.
Z oczywistych względów pominęliśmy w tej kalkulacji zakup samochodu na firmę. Większość osób podejmuje decyzję w tej kwestii na nieco dalszym etapie. Nie uwzględniliśmy także kosztów dodatkowych ubezpieczeń, które do tej pory brał na siebie pracodawca (oferta jest bardzo szeroka). Nie uwzględniliśmy także specyficznego sprzętu wykorzystywanego w różnych rodzajach działalności. Inne koszty w tym względzie poniesie płytkarz, a inne mała firma poligraficzna. Dlatego dla jasności przekazu, nie wchodziliśmy w szczegóły.
Zsumujmy podstawowe koszty wystartowania z własną firmą. Wynika z nich, że na start musimy wydać przynajmniej 6.800 złotych, nie licząc dodatkowego wyposażenia wynikającego ze specyfiki naszej działalności. Jeśli przygotowujesz już biznesplan, koniecznie uwzględnij te wydatki w swoim budżecie.
Wyobraź sobie, że wszyscy mieszkańcy Grudziądza, niezależnie od wieku zakładają firmę w jednym kwartale. Niemal dokładnie taka sama liczba Polaków, jak populacja tego nadwiślańskiego miasta – 92.445, postanowiła zarejestrować swoją firmę w kwietniu, maju i czerwcu 2021 roku. Biorąc pod uwagę fakt, że na początek kwartału przypadał szczyt trzeciej fali pandemii, a przez ponad połowę tego okresu trwał twardy lockdown, liczby mogą imponować.
Imponują także z jeszcze jednego powodu. Takich wartości nie odnotowano w żadnym z kwartałów 2019 roku, czyli przed wybuchem światowej pandemii. Sprawdza się więc stare powiedzenie, że firmy zakładają wyłącznie optymiści.
CZYTAJ TAKŻE: Polski Ład. Ile straci, a ile zyska firma i przedsiębiorca. Wyliczenia podatkowe [tabela]
Moda nie jest tutaj wytłumaczeniem. Nie wiemy jak wiele osób, które straciły pracę w pandemii, postanowiło szukać zajęcia w ramach własnej firmy. Nie wiemy ilu pracodawców obawiających się kosztów pracy, dało propozycję nie do odrzucenia, ograniczającą się do opcji współpracy w ramach B2B. Nie wiemy także, ile osób, które w ubiegłym roku zwinęły interes na początku covidowego zamieszania, postanowiło wrócić do grona przedsiębiorców.
Te pytania pozostaną bez odpowiedzi, jednak mamy kilka danych, które sporo nam mówią o obserwowanym trendzie.
Jeden rodzaj firm dominuje w statystykach nowo utworzonych przedsiębiorstw – to „informacja i komunikacja”. W tym obszarze zanotowano wzrost o… 97,4%. To dość duży i różnorodny sektor, pod którego szyldem mieści się wiele przeróżnych działalności – od copywritera, badacza rynku, specjalisty od social mediów po telewizję internetową. Potem jest długo, długo nic i pojawiają się usługi ze wzrostem 51,4%. Dużo osób upatruje swoich szans w budowlance (wzrost o 41,4%) oraz… zakwaterowaniu i gastronomii, które przecież w czasie pandemii otrzymały potężny cios w podstawy biznesu. Mimo tego widzimy tutaj wzrost liczby nowo powstałych przedsiębiorstw o 36,5%. Nieco lepiej wypadł jednak przemysł (38,4%).
Nie zmieniają się proporcje jeśli chodzi o kwestie organizacyjne. Aż 84% wszystkich rejestracji stanowiły osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą. 13,5% to spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. To bardzo zbliżony wynik do tego, jaki odnotowano rok wcześniej, jednak przy niższych wartościach nominalnych (odpowiednio: 83,1% dla JDG i 13,5% dla sp. z o.o.)
Mogłoby się wydawać, że w takich miejscach jak dyskont spożywczy Biedronka , najlepszym rozwiązaniem jest samoobsługa. Świadczą o tym chociażby automatyczne kasy, które pojawiają się w kolejnych marketach i nikogo już to nie dziwi. Równolegle jednak do tego trendu, rozwija się coś, co było domeną tradycyjnego sklepu za rogiem lub osiedlowych delikatesów – mowa o tradycyjnej ladzie, przy której uśmiechnięta ekspedientka, doradzi, porcjuje, zważy i spakuje wędlinę, sery czy inne świeże regionalne specjalności.
Niedawno sieć Biedronka ogłosiła, że w wybranych sklepach w Lublinie pojawią się tradycyjne lady ze świeżymi i regionalnymi specjałami. Tylko w tym mieście zaplanowano 15 takich miejsc. To jednak żadna nowość, bo jak czytamy w komunikacie portugalskiej sieci -”liczba sklepów Biedronka wyposażonych w ladę tradycyjną stale się powiększa, a oferta cieszy się coraz większą popularnością wśród klientów. Dziś w Polsce jest już ponad 350 placówek, w których klienci mogą kupić produkty na wagę i sukcesywnie dołączają do nich kolejne”.
Żabka – opis franczyzy. Jak wygląda franczyza Żabki?
Nie oznacza to oczywiście odwrotu od samoobsługowego charakteru marketów. Kolejne sieci coraz chętniej idą np. w automatyczne kasy, przy których klient sam nabija na kasę produkty, płaci i wychodzi, a tradycyjne zdanie „Dziękujemy zapraszamy ponownie” nie pada z ust kasjerki, a jest „emitowane” z głośnika gdzieś przy dotykowym wyświetlaczu.
Jak tłumaczy regionalny menedżer ds. marketingu operacyjnego w sieci Biedronka, Bartłomiej Perestaj, sieć zauważa rosnące zainteresowanie klientów produktami, które można umieścić w kategorii „szytych na miarę”. „Dlatego do wybranych, nowo powstałych i zmodernizowanych sklepów wprowadzamy lady tradycyjne. To właśnie tutaj oferujemy kupującym szeroki wybór świeżego mięsa, wędlin i serów w dowolnej wadze, od regionalnych producentów” – tłumaczy przedstawiciel portugalskiej sieci.
Patrząc globalnie na rynek, coraz częściej w komunikacji sieci handlowych znajdujemy odwołania do swojsko brzmiących nazw, czego przykładem może być np. „Bazarek Lidla”. Nie dziwi więc strategia różnych sieci wsparta elementami wystroju, w której pojawiają się nazwy „warzywniak”, „ogródek”, „piekarnia”, „wędzarnia” etc. Sieci zauważają wśród klientów duże zaufanie, do starych i sprawdzonych „formatów”, które zostały przebudowane do rzeczywistości sklepów samoobsługowych.
Tym samym tropem idą producenci żywności, odzwierciedlając ten trend na opakowaniach, czy w nazwach własnych różnych produktów. Owoce z wiklinowego koszyka, czy drewniane elementy przy stanowiskach z żywnością ekologiczną nikogo już nie dziwią. Budują zaufanie klientów, odwołując się do tego co w ich podświadomości funkcjonuje jako bliskie, dobrze znane, sprawdzone i… swojskie.