Zniszczone budynki, dramat cywilów, militarne starcia. Obrazy, jakie napływają do nas z Ukrainy, nie napawają optymizmem. W krótkim czasie rozwijający się w niezłym tempie 40-milionowy kraj o powierzchni dwukrotnie większej od Polski znalazł się w niezwykle dramatycznym położeniu. W Magazynie Firma, spróbujemy wyjaśnić, czy istnieje coś takiego jak biznes w czasie wojny. Czy handel z podmiotami działającymi w kraju ogarniętym dewastującym starciem jest w ogóle możliwy?
Nikt nie ma wątpliwości, że w tej sytuacji, myślenie o robieniu biznesu schodzi na dalszy plan. Tysiące przedsiębiorstw angażują się w mniej lub bardziej bezpośrednią pomoc. Z drugiej jednak strony, trzeba pamiętać o tym, że gospodarka tak wielkiego kraju nie mogła nagle przestać istnieć. Niestety, diagnoza jest druzgocąca. Wojna zabiera pracowników, niszczy budynki i infrastrukturę, zrywa łańcuchy dostaw, uniemożliwia działania logistyczne. Tym samym jeszcze bardziej pogrąża przestawiony na wojenne tory kraj. Za chwile przedstawimy oficjalne liczby, które odnoszą się do aktualnej sytuacji za Bugiem.
W tym przypadku posililiśmy się twardymi danymi, jakie opublikował niedawno w memorandum Związek Przedsiębiorców i Pracodawców.
Po pierwsze transport jakichkolwiek towarów z Ukrainy, a szczególnie z jej centralnych i wschodnich obwodów jest już, powiedzmy to wyraźnie, niemożliwy. Z drugiej jednak strony sama pomoc humanitarna to za mało. W ograniczonym stopniu wymiana handlowa musi być utrzymana. I nie dotyczy to tylko dostaw broni.
Ciekawe spojrzenie na możliwości gospodarki Ukrainy rzuca w swoim opracowaniu ZPP. Cytuje m.in. uchwałę Rady Ministrów Ukrainy z 9 marca 2022 nr 234 w sprawie nieprzerwanych dostaw importowanej żywności i pasz w stanie wojennym. Akt ten jest jednym z najważniejszych, które przestawiają gospodarkę Ukrainy na wojenny tryb awaryjny. Lub jak kto woli – tryb przetrwania.
Zgodnie ze wspomnianą uchwałą rząd w Kijowie wprowadził wiele… formalnych ułatwień. Postawił jednak również szlabany. Np. żywność importowana z innych krajów, która jest oznaczona w językach innych niż ukraiński, nie musi być oznaczana w tym właśnie języku. Przepisy te są utrzymane jedynie do większych partii.
Nota bene, zgodnie z tą uchwałą, ukraińskich oznaczeń składu i pochodzenia nie muszą posiadać towary przewożone w ramach zagranicznej pomocy humanitarnej.
Ta sama uchwała wprowadza poważne prawne możliwości związane z eksportem niektórych produktów. Biorąc pod uwagę fakt, że Ukraina to spichlerz Europy, możemy mieć z czynnikiem mocno inflacjogennym. Wiele polskich firm musi już dzisiaj szukać nowych dostawców z innych krajów. O co konkretnie chodzi?
Uchwała z 9.03.2022 r. zabrania wywozu z terenu Ukrainy m.in. owsa, prosa, kaszy gryczanej, cukru, soli, pszenicy, żywego bydła, a także wieprzowiny i wołowiny.
Zakaz obejmuje także sprzedaż wielu rodzajów nawozów mineralnych i chemicznych. To oznacza, że mamy do czynienia z całkowitym zakazem eksportu wymienionych przed chwilą towarów.
Rząd w Kijowie zdecydował się jednak na zezwolenie na eksport niektórych towarów, pod warunkiem posiadania określonej licencji deklaratywnej. Mowa tutaj o mieszance pszenicy i żyta, kukurydzy, mięsie drobiowym, jajach kur domowych oraz… oleju słonecznikowego. Ta ostatnia pozycja to ważna wiadomość, ale zarazem kiepskie pocieszenie. Produktu tego coraz bardziej zaczyna brakować w wielu europejskich krajach. Nie ma więc w tym przypadku mowy o prawnych ograniczeniach. Problemem jest jednak rozsypana w drobny mak logistyka.
Przepisy przepisami, jednak aktualny obraz ukraińskiej gospodarki po miesiącu działań wojennych wygląda bardzo źle. Warto spojrzeć na przytaczane przez ZPP wyniki badań Gradus Research. Okazuje się, że obecne aż 14% firm raportuje problemy spowodowane zniszczeniami wojennymi. 17% przedsiębiorców zgłasza niedobór rąk do pracy. 20% żali się na brak opłat za wykonane zamówienia. Niemal tyle samo mówi o problemach z dostępem do surowca.
Ukraińską gospodarkę paraliżują jednak problemy z logistyką (29%) oraz brak zamówień, o których wspomina aż… połowa badanych firm (!). Mało tego, tylko 5% ukraińskich firm deklaruje, że jest pewna, że faktury za wykonane zamówienia opłaci w całości. Prawie jedna trzecia nie ma wątpliwości – żadnych transakcji nie będzie.