Symboliczne spadki cen w niektórych miastach (w tym Warszawie) już odnotował Expander. Są to jednak naprawdę nieznaczące różnice, na dodatek w ujęciu miesiąc do miesiąca. W większości przypadków ceny wolniej, ale rosną. Jak pokazuje doświadczenie, nie każda osoba zamierzająca sprzedać mieszkanie, szybko godzi się na obniżenie swoich oczekiwań cenowych. Chyba że naprawdę ma nóż na gardle i chce naprawdę szybko sprzedać nieruchomość.
Jak pokazuje doświadczenie, na podwyżki stóp procentowych, ceny mieszkań reagują z opóźnieniem sięgającym kilku miesięcy. Nie znaczy to jednak, że czeka nas lawinowy spadek ceny metra. Raczej będziemy mieli do czynienia ze spowolnieniem wzrostu. To dziś najbardziej prawdopodobny scenariusz.
CZYTAJ TAKŻE: A gdyby ceny mieszkań zaczęły spadać?
Osoby, które w najbliższych tygodniach zamierzają kupić mieszkanie przy wsparciu kredytu, mają niezwykle trudny orzech do zgryzienia. Ceny są dużo wyższe niż przed rokiem. W dodatku za nami podwyżki stóp procentowych, które raczej będą powtórzone w kolejnych miesiącach. Aby pokazać skalę kłopotów nabywców, posłużmy się świetnym przykładem firmy Expander.
„Załóżmy, że ktoś chce kupić 50 m2 w Krakowie i ma 20% wkładu własnego. Po pierwsze musi pożyczyć aż o 71 600 zł więcej niż przed rokiem, gdyż cena mieszkania wzrosła o 19,6%. Dodatkowo oprocentowanie kredytu wzrosło z 2,49% do 3,75%. Rata wzrośnie więc aż o 609 zł (z 1 638 zł do 2 248 zł). Gdyby natomiast stopy procentowe wzrosły jeszcze bardziej i WIBOR 3M wyniósł np. 3%, to przy obecnych cenach rata byłaby aż o 935 zł wyższa niż w październiku 2020 r.” - czytamy w opracowaniu Expandera.
Przytoczona, przykładowa kwota 935 złotych to spora część domowego budżetu. Także dla dobrze zarabiających. Za taką kwotę miesięcznie spokojnie można wziąć w leasing albo wynająć długoterminowo niezły miejski samochód, lub małego crossovera. Dla wielu osób stojących przed koniecznością zakupu mieszkania zaczynają się piętrzyć kolejne problemy. Zaciskanie pasa, a także oglądanie złotówki z każdej strony jest więc niemal pewne.
To oznacza, ze osoba, która chce sprzedać mieszkanie i nie zamierza zbytnio zejść z ceny, musi się liczyć z o wiele dłuższym czasem oczekiwania. O zdecydowanych, a także konkretnych klientów dziś trudno. W grę wchodzą coraz mocniejsze negocjacje. W niektórych przypadkach mogą przypominać grę nerwów. Można być pewnym, że część sprzedających ulegnie presji. Trudno jednak spodziewać się lawinowego spadku cen nieruchomości. Decyzja o „zejściu z ceny” w czasach rekordowej w XXI wieku inflacji to prawdziwie desperacki krok. Wyłącznie dla tych, którzy natychmiast potrzebują gotówki.
Ciekawe światło na perspektywy na rynku nieruchomości rzucił właśnie Narodowy Bank Polski.
NBP spodziewa się wzrostu cen mieszkań. Jednym z „winowajców” takiego obroty spraw jest w ocenie banku centralnego… rządowa ustawa o gwarantowanym kredycie mieszkaniowym”, która jest przecież jednym z filarów Polskiego Ładu.
W ocenie NBP zmiany, jakie wprowadza ustawa, mogą spowodować – „nasilenie niektórych obserwowanych tendencji, np. wzrostu cen i dynamiki kredytu”. Taka diagnoza znalazła się opublikowanym właśnie przez Narodowy Bank Polski „Raporcie o stabilności systemu finansowego”. Z pełną wersją dokumentu można zapoznać się tutaj. To oznacza, że marzenia o tańszych czterech ścianach, można na razie odłożyć. Niestety dla wielu, oznacza to także rezygnację z mieszkaniowych aspiracji.