Zgodnie z decyzją RPP, 7 października zaczynają obowiązywać nowe, wyższe stopy procentowe. Stopa referencyjna, nazywana także główną nie wynosi już 0,1% tylko 0,5%. Jak ta operacja ma wpłynąć na ceny w sklepach? Po pierwsze – nie tak szybko. Po drugie, podniesienie stóp uruchamia dość skomplikowany, a także czasochłonny makroekonomiczny mechanizm. Działa on trochę tak, jak przewracająca się, skomplikowana struktura domina, tyle że w mocno spowolnionym tempie.
W takim razie wyobraźmy sobie efekt domina w slow motion i zobaczmy, co się zacznie dziać po kolei. Jak decyzja RPP przełoży się na wszystko, co dla prowadzących firmę jest ważne?
CZYTAJ TAKŻE: Inflacja? Jaka inflacja? Polacy za wzrost cen obwiniają przedsiębiorców
Podniesienie stóp procentowych de facto ogranicza się do jednej rzeczy – wraz z nimi rośnie koszt pieniądza. Co to oznacza w praktyce. Po pierwsze. Jeśli masz kredyt w złotych, jego rata wkrótce wzrośnie. Po drugie. Jeśli trzymasz pieniądze na bankowej lokacie, wzrosną odsetki, więc trzymanie ich w banku stanie się bardziej opłacalne. Przynajmniej w teorii.
Zobaczmy, co się w tym momencie dzieje. Przeciętna rodzina, która spłaca kredyt hipoteczny, wydaje więcej na miesięczną ratę, a zatem mniej zostaje jej na wydatki. Z drugiej strony, osoby, które trzymają pieniądze w banku, mniej chętnie wypłacą je z lokaty. Upraszczając, w obrocie powinno znaleźć się trochę mniej pieniędzy.
Dajmy uproszczony i mocno teoretyczny przykład. Wyobraźmy sobie, że w miejscowości X zapanowała moda na zakup nowych telewizorów. Mimo że stare jeszcze działają. Ludzie jednak zapragnęli mieć bardziej płaskie, z mniejszą ramką, z większą rozdzielczością i z możliwością odtwarzania serwisów VOD. Stać ich na zakup. Płacą niskie raty kredytów hipotecznych, a oprocentowanie na lokatach jest śmiesznie niskie, więc nie mają zachęty do oszczędzania. Właściciel sklepu, widząc zwiększony popyt na telewizory, podnosi ich ceny, bo wie, że i tak zostaną sprzedane. Ceny rosną, telewizory schodzą z półek itd. Dodatkową zachętą jest niskie oprocentowanie kredytów, więc nawet ci, których nie stać na zakup „wypasionego” odbiornika 4K Ultra HD, biorą go na kredyt. I znów: popyt rośnie, wraz z nim ceny, a telewizory schodzą dalej.
I nagle zapada decyzja ws. stóp. Raty kredytów hipotecznych rosną, więc pojawia się skłonność do ograniczenia wydatków. Raty na telewizor też wydają się mniej atrakcyjne. Okazuje się, że stary sprzęt może jeszcze pochodzić, a popyt na nowe spada. Co się dzieje? Właściciel sklepu musi przynajmniej wyhamować z podwyżkami cen. Kto wie? Może w dłuższej perspektywie obniży ceny telewizorów zalegających na półkach?
Ten maksymalnie uproszczony przykład, za który pewnie oberwie nam się od ekonomistów, pokazuje, jak działa mechanizm podnoszenia stóp. Tutaj jednak dochodzimy do ważnego zastrzeżenia. Od decyzji „Stopy procentowe w górę” – do przełożenia na ceny, minie trochę czasu. Dlatego napisaliśmy o efekcie „slow motion”. Makroekonomiści przyjmują, że realne przełożenie podwyżki stóp na gospodarkę i odczyty inflacyjne jest zauważane dopiero po… 9 miesiącach od decyzji RPP.
Po drugie, nie jest tak, że jednorazowa podwyżka stóp procentowych przełoży się na spadek cen. Co najwyżej spadek inflacji, a to nie jest tożsame!!! Wzrost cen może wyhamować. Inflacja nie zamieni się cudownie w deflację (z resztą też niekorzystną dla gospodarki).
Jeśli podwyżka stóp, której jesteśmy świadkami, rozpocznie całą serię podobnych decyzji, powinniśmy zapiąć pasy i czekać na dalszy rozwój sytuacji. A może, zamiast „zapiąć pasy”, lepsze byłoby określenie „zacisnąć pasa”. Podnoszenie stóp to skuteczna broń w walce z inflacją. Z tym, że obosieczna.
Podwyżkom stóp zwykle towarzyszy nagły wzrost presji płacowej. Powód? Ceny nie zostaną szybko wyhamowane, ale raty kredytów hipotecznych wzrosną. To oznacza, że ludzie bardziej niż kiedykolwiek, będą odczuwali inflację a także trudniej niż zwykle będzie im przetrwać do pierwszego. Również Ci, którzy potrafią oszczędzać (i mają z czego), odkryją że ich budżet się skurczył. Pierwszy ruch? Wniosek o podwyżkę lub zmiana pracy, która na dzisiejszym, zwariowanym rynku pracy, nie jest czymś szczególnie trudnym.