Kontrole ze strony Sanepidu i możliwość nakładania wysokich kar, miały zachęcić przedsiębiorców do przestrzegania ograniczeń w prowadzeniu biznesów. I przez pewien czas ta taktyka rządu działała.
Jednak w międzyczasie zaczęło okazywać się, że obostrzenia mają wadliwą podstawę prawną. A sądy, do których zwracali się karani przedsiębiorcy stają po ich stronie. Uznając i zakaz prowadzenia działalności i kary za niezgodne z konstytucją. Przedsiębiorcy zaczęli więc masowo łamać obostrzenia. Przedstawiciele branż: fitness, gastronomicznej czy hotelarskiej coraz pewniej otwierają swoje firmy i głośno mówią o bezprawiu, wspomagając się pomocą prawników. Członkowie rządu wyciągnęli wnioski z zaistniałej sytuacji i opracowali plan utrzymania gospodarczego lockdownu.
CZYTAJ TAKŻE: Nie tylko Sanepid. Od poniedziałku zmasowane kontrole zbuntowanych przedsiębiorców
Tajną bronią są zgodne z przepisami, ale zmasowane kontrole wycelowane w buntujących się przedsiębiorców. Obok Urzędu Skarbowego czy Straży Pożarnej audyty np. czystości przeprowadza Sanepid. Tego już było dla przedsiębiorców za dużo. „Wyślijmy tysiące wniosków do Sanepidów, których pracownicy mają za dużo wolnego czasu i zamiast zajmować się wirusem, chodzą po restauracjach i uprzykrzają życie przedsiębiorcom. Korzystając z prawa dostępu do informacji, mamy zamiar zająć ich czymś pożyteczniejszym - a do tego potrzebujemy Twojej pomocy!” – czytamy na stronie inicjatywy.
CZYTAJ TAKŻE: Pierwsi przedsiębiorcy domagają się odszkodowań za lockdown i pozywają Skarb Państwa
W skrócie na zasypaniu poszczególnych stacji sanitarno-epidemiologicznych pytaniami w ramach dostępu obywateli do informacji publicznej. Informacją publiczną zgodnie z ustawą z dn. 6 września 2001r. o dostępie do informacji publicznej (Dz.U.2020.2176 t.j.) jest każda informacja o sprawach publicznych i jako taka podlega udostępnieniu na zasadach i w trybie określonych w niniejszej ustawie. Pomysłodawcy stworzyli stronę internetową www.zapytajsanepid.pl na której znajduje się formularz z generatorem wniosków. Po wpisaniu danych i kliknięciu w przycisk „generuje” system stworzy wniosek (tematyka pytań wybierana jest losowo). Wraz z gotowym dokumentem zgłaszający otrzyma adresy stacji sanitarno-epidemiologicznych. Jego zadaniem jest przesłanie gotowca pod wskazany adres. Zdaniem inicjatorów, im będzie więcej wniosków, tym mniej kontroli zdążą przeprowadzić pracownicy sanepidu. Ktoś w końcu musi udzielać informacji publicznych.
CZYTAJ TAKŻE: Muzeum piwa, czyli jak przedsiębiorcy omijają lockdown i obostrzenia
Brak adekwatnej pomocy ze strony państwa, pomijanie dużych grup poszkodowanych w dostępie do świadczeń, wprowadzanie restrykcji bez odpowiedniego umocowania, ograniczanie prawa do prowadzenia działalności gospodarczej – to tylko niektóre zarzuty, jakie pod adresem rządu kierują przedsiębiorcy.
W marcu minie rok od wprowadzenia pierwszego lockdownu. Od 20 marca 2020 roku mamy w Polsce nieustanny stan epidemii, którego skutki ponoszą wszyscy obywatele, ale to ci którzy wraz z ograniczeniami stracili możliwości zarabiania ponoszą największe ofiary. Nie tylko nie zarabiają, ale i popadają w długi. Nie ukrywają, że mają dość. Dlatego właśnie przedsiębiorcy domagają się odszkodowań za lockdown.Tymczasem sądy coraz częściej przychylają się do argumentów osób prowadzących działalności gospodarcze.
CZYTAJ TAKŻE: Nie tylko Sanepid. Od poniedziałku zmasowane kontrole zbuntowanych przedsiębiorców
Prawnicy już dawno sygnalizowali, że podstawa prawna obostrzeń jest wadliwa. Problematyczną kwestią jest to, że zamrażanie gospodarki i niektórych branż odbyło się na mocy rozporządzenia, a nie ustawy. Coraz częściej Sądy Administracyjne potwierdzają to stanowisko. Uznają wskazane działania za niekonstytucyjne i uchylają kary nakładane na przedsiębiorców przez pracowników sanepidu.
Dwóch powodów, którzy złożyli pozwy przeciwko Skarbowi Państwa poszło o krok dalej. Jak ustalił Business Insider Polska, przedstawiciel centrum handlowego i właściciel siłowni domagają się odszkodowań. Żądane kwoty to suma strat i utraconych korzyści. Ich wysokość to odpowiednio: 215 000 zł i 458 000 zł.
CZYTAJ TAKŻE: Zadłużenie branży HoReCa rośnie. W najtrudniejszej sytuacji drobni przedsiębiorcy
Inną taktykę przyjęło 45 firm z branży turystycznej, które postanowiły wspólnie upomnieć się o swoje prawa. Reprezentowani przez Kancelarię Dubois i Wspólnicy przedsiębiorcy na początku stycznia wystąpili z pozwem zbiorowym przeciwko Skarbowi Państwa za szkody wywołanie wprowadzeniem zakazu prowadzenia działalności.
Z informacji Business Insider Polska wynika, że członkowie rządu są świadomi naruszenia Konstytucji.
Niedługo minie rok od wprowadzenia pierwszego lockdownu. Rok niepewności, walki o przetrwanie, o zachowanie miejsc pracy. Rok, w czasie którego przedsiębiorcy, szczególnie ci z branży HoReCa dotkliwie przekonali się, że mogą liczyć tylko na siebie i swoich wiernych klientów. Ci, którzy skorzystali z pomocy państwa, mówią że jest niewystarczająca. I szybko wyliczają niedociągnięcia w dysponowaniu środkami np. konieczność opłacania abonamentu RTV czy koncesji za alkohol.
CZYTAJ TAKŻE: Lockdown w Polsce okiem ZPP: rok pełen chaotycznych, nielogicznych, niebezpiecznych dla przedsiębiorców działań
Po długim czasie niespełnionych nadziei nadszedł czas na wzięcie spraw we własne ręce. Żeby nie narażać i tak nadszarpniętych budżetów przedsiębiorcy omijają lockdown i zakazy w zgodny z przepisami sposób. W gruncie rzeczy nie jest to trudne. Czasem wystarczy dodać jeden kod PKD do wpisu w CEIDG. Taką taktykę przyjęli członkowie Polskiej Federacji Fitness. Organizacja podaje przykładowe kody PKD, które pozwalają na prowadzenie działalności. Są to: PKD 85.51.Z - Pozaszkolna edukacja Sportowa, PKD 93.11, 93.12, 93.13 Sport Zawodowy. W tym drugim przypadku zainteresowani klienci będą musieli uzyskać licencję konkretnego związku zawodowego.
CZYTAJ TAKŻE: Branża fitness ignoruje lockdown. Siłownie otwarte od lutego
Mimo, że branża hotelarska jest zamknięta, w serwisie Booking bez problemu znaleźć można nocleg w wybranej lokalizacji nawet od jutra. Dlaczego? To zależy od pomysłowości gospodarza. Przy części ofert widnieje adnotacja, że wynajmującym jest osoba fizyczna. Inne wspominają jedynie o wzmożonych zasadach bezpieczeństwa. Część przypomina o powiązaniach rodzinnych, bo przecież rodziny nikt nie zakazał odwiedzać.
Właściciele klubów i dyskotek coraz częściej kopiują rozwiązanie wykorzystane przez publicznego nadawcę telewizji podczas organizacji ostatniego Sylwestra. Jak to wygląda w praktyce? Zamiast imprez tanecznych organizują wideorealcję, które są transmitowane w internecie. Osoby, które uczestniczą w nagraniu to statyści, z którymi podpisywane są umowy o dzieło.
CZYTAJ TAKŻE: Zadłużenie branży HoReCa rośnie. W najtrudniejszej sytuacji drobni przedsiębiorcy
Największą ilość „innowacji” znaleźć można w gastronomii. Jako, że serwowanie dań na wynos jest zgodne z prawem. Restauratorzy podają jedzenie na papierowej zastawie, a klienci spożywają zamówione dania na stojących przed lokalami pozostałościach po letnich ogródkach. W końcu za to co klient robi po odbiorze zamówienia restaurator nie ponosi odpowiedzialności.
Kolejny pomysł to wynajmowanie miejsc przy stoliku. Relację potwierdza stosowna umowa, której wartość odpowiada cenie zamówienia. Często dobywają się także pokazy i warsztaty kulinarne, które kończy degustacja, oczywiście płatna.
CZYTAJ TAKŻE: Lokal zamknięty, a koncesja na alkohol do zapłaty. – To absurd – oceniają restauratorzy.
Po ostatniej konferencji prasowej rządu, gdzie padła zgoda na otwarcie muzeów, część barów zmieniła nazwę. Teraz ogłaszają się jako muzea kufli czy kapsli i zapraszają do zwiedzania, oczywiście z zachowaniem reżimu sanitarnego i degustacją. Przepisy nie zakazują spożywania eksponatów.
Pomysłowość przedsiębiorców omijających lockdown nie zna granic, chociaż jak sami przyznają woleliby móc prowadzić w spokoju biznes i nie musieć kombinować.
Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców zauważa, że z tarczy branżowej niesprawiedliwie wykluczeni zostali przedsiębiorcy, którzy otworzyli swoje biznesy krótko przez wybuchem pandemii. Nikt z nich przecież nie mógł zaplanować wprowadzenia restrykcji i ich wpływu na gospodarkę. Otwarcie działalności miało pozwolić na legalne prowadzenie biznesu i zarabianie, a nie wyłudzenie od państwa pakietów pomocy.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza 6.0: W lutym kolejny pakiet osłonowy dla firm. Co zawiera i kto z niego skorzysta
Co do zasady firmy powstałe w 2020 roku mogą ubiegać się o wsparcie. Jest jednak jedno ale. Rzecznik zauważa, że przyjęte rozwiązanie uzależniające otrzymanie wsparcia w ramach tarczy branżowej od przedstawienia spadku przychodów w porównaniu z wskazanym okresem rozliczeniowym stanowi wykluczenie. Firmy powstałe pod koniec 2019 i na początku 2020 roku nie są w stanie wykazać wymaganego spadku obrotów. Co za tym idzie, nie kwalifikują się do wnioskowania o pieniądze. A przecież ich comiesięczne wpływy odbiegają od biznesplanów i wyliczeń. Skutkiem czego przedsiębiorcom grozi bankructwo i to już w pierwszym okresie działania.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza Finansowa PFR 2.0 nie dla zbuntowanych przedsiębiorców?
By temu zapobiec Abramowicz proponuje wprowadzenie dla firm, działających parę miesięcy, innego sposobu wykazania spadku przychodów. Mianowicie przedstawienia go w stosunku do średniomiesięcznego przychodu uzyskanego w 2020 roku. A nie podliczając wskazany miesiąc poprzedzający złożenie wniosku.
- Pozwoli to włączyć do okresu porównawczego także czas ponownego otwarcia, który trwał od późnej wiosny do wczesnej jesieni oraz pierwszych miesięcy 2020 r. – uzasadnia Rzecznik MŚP.
Omawiana zmiana umożliwiłaby przedsiębiorcom z odpowiednim PKD otrzymanie rekompensat. I zauważa, że proponowane w rozporządzeniu wydłużającym czas działania pomocy sposoby alternatywnego wykazywania spadku, nie są wiarygodne, gdyż obejmują miesiące lockdownu. - Wykazanie spadku przychodów między miesiącami, w których obowiązywały ograniczenia działalności gospodarczej nie jest uzasadnione, bo jak ma porównać przychód stycznia do grudnia zamknięta firma która ma zero przychodu w obu miesiącach – pyta w piśmie przedstawicieli rządu.
Rządowa konferencja dotycząca lockdownu w lutym była najbardziej wyczekiwanym przez przedsiębiorców wydarzeniem tego tygodnia. Niestety, większość firm nie ma się z czego cieszyć. Lockdown zostaje, a rząd luzuje obostrzenia tylko nieznacznie. Dlaczego?
– Sytuacja w Polsce wydaje się ustabilizowana, ale wyraźnie musimy powiedzieć o dwóch ryzykach. Jedno dotyczy sytuacji międzynarodowej, a drugie - nowych mutacji koronawirusa – wyjaśnił Adam Niedzielski. Na razie ogłoszone zasady Narodowej Kwarantanny obowiązują do 14 lutego, a co będzie po tej dacie jeszcze nie wiadomo.
Jedną z nielicznych dobrych wiadomości, jaką usłyszeliśmy jest zniesienie od 1 lutego godzin dla seniorów. Rozwiązanie, które miało zapewnić osobom po sześćdziesiątym roku życia możliwość zrobienia zakupów bez tłoku i z mniejszym narażeniem zdrowia, nie sprawdziło się. Zakaz wstępu do sklepów osób młodszych niż 60+ spowodował, że placówki świeciły pustkami. Pracownicy nie mieli co robić, a seniorzy i tak przychodzili kiedy chcieli, co często kończyło się kumulacją klientów przed godziną 10 i po godzinie 12. Ograniczenie ilości osób w sklepie w jednym czasie i obowiązek zakrywania ust i nosa jest zdaniem handlowców lepszym i przede wszystkim bezpieczniejszym rozwiązaniem.
CZYTAJ TAKŻE: Lockdown w Polsce okiem ZPP: rok pełen chaotycznych, nielogicznych, niebezpiecznych dla przedsiębiorców działań
Drugi pozytyw, z którego cieszą się przedstawiciele handlu, właściciele centrów handlowych oraz klienci, to otwarcie od poniedziałku galerii handlowych. Koniec z rozróżnianiem i niesprawiedliwym traktowaniem sprzedawców. Centra handlowe i sklepy czekają na klientów, oczywiście z zachowaniem reżimu sanitarnego. Wytyczne są następujące: 1 osoba na 10 metrów kwadratowych w sklepach o powierzchni do 100 mkw. oraz 1 os./15 mkw. w większych sklepach.
Co ważne otwarte zostaną nie tylko galerie handlowe. Od 1 lutego będzie można odwiedzać galerie sztuki i muzea z zachowaniem zasady 1 osoba na 15 metrów kwadratowych. W grupie szczęśliwców nie znalazły się inne jednostki kultury takie jak: kina, teatr, filharmonie czy filharmonie.
- Opieramy się na badaniach przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych, że handel jest stosunkowo bezpieczny, nie jest na szczycie listy miejsc, w których dokonuje się transmisja koronawirusa. Tak samo jest w przypadku galerii sztuki i muzeów – tłumaczył Minister Zdrowia.
Przedsiębiorcy z branż HoReCa oraz fitness nie usłyszeli dobrych wiadomości. W stosunku do prowadzonych przez nich biznesów utrzymane zostały zakazy i ograniczenia. Restauracje (także te mieszczące się w centrach handlowych) mogą działać tylko w opcji „na wynos”. Hotele mają być zamknięte tak jak siłownie.
CZYTAJ TAKŻE: Zadłużenie branży HoReCa rośnie. W najtrudniejszej sytuacji drobni przedsiębiorcy
Pytany o decyzję rządu Marcin Paliwoda, dyrektor generalny hotelu ibis Warszawa Stare Miasto nie kryje rozczarowania. - Jest to decyzja trudna dla hotelarzy. Wiele osób w tym ja liczyliśmy, że się otworzymy. Niestety tak się nie stało. Istnieje możliwość działania w niektórych przypadkach, ale jest to znikomy procent. Co więcej, nie wiemy tak naprawdę co będzie za kolejne 2 tygodnie. Nie wiemy do kiedy decyzja o zamknięciu będzie przedłużana. Osobiście nie rozumiem całkowitego zamykania hoteli. Przecież przy zmniejszeniu obłożenia do 30-40% i ograniczeniu do minimum punktów stycznych np. restauracji, pobyt w hotelu był w poprzednich miesiącach bezpieczny. Ówczesny kontakt z innymi osobami nie różnił się zbytnio od obcowania każdego z nas z sąsiadami w bloku czy z pozostałymi klientami galerii handlowych, które będą od 1 lutego otwarte. Zgadzam się, że zachowanie bezpieczeństwa przy pełnym obłożeniu byłoby trudne, ale ustalenie rozsądnych zasad pozwoliłoby nam na prowadzenie działalności i tym samym ograniczenie strat finansowych – wyjaśnia.
Możliwość działania z zachowaniem reżimu sanitarnego to także postulat branży fitness. Niestety, jak na razie właściciele siłowni nie mają co liczyć na zgodę na legalne otwarcie biznesów. Wszystko przez wysiłek i jego skutki. - Jest zasadnicza różnica między siłownią a muzeum. Korzysta się z przebieralni, dochodzi do wysiłku, występuje przyspieszony oddech. Natomiast przypadek muzeów jest podobny do sklepów – skomentował minister Niedzielski.
CZYTAJ TAKŻE: Branża fitness ignoruje lockdown. Siłownie otwarte od lutego
Chyba, że chodząc po galerii handlowej szybkim krokiem ktoś dostanie zadyszki, albo zacznie szybciej oddychać na widok szalonej promocji. Tych sytuacji minister nie przewidział.
Oficjalne przyjmowanie wniosków Polski Fundusz Rozwoju rozpoczął 15 stycznia 2021 r. Zainteresowani przedsiębiorcy mogą składać dokumenty do końca lutego za pośrednictwem jednego z banków. Wielu z tych, którzy najszybciej złożyli dokumenty, mimo spełnienia wszystkich warunków, dostało odpowiedzi odmowne. Wytłumaczeniem jest niewymieniony do otrzymania pomocy PDK firmy.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza Finansowa PFR 2.0 nie dla zbuntowanych przedsiębiorców?
Podobnie jak w przypadku innych tarcz, także pomoc w ramach Tarczy PFR 2.0 jest skierowana do konkretnej grupy przedsiębiorców. To właśnie od rodzaju wykonywanej działalności uzależnione jest otrzymanie pieniędzy. Ale, co ważne po interwencji Rzecznika MŚP, nie musi to być PKD dominujące.
Przedsiębiorcy, których wnioski zostały odrzucone zachodzą w głowę, jak to możliwe. Przecież już na etapie wypełniania podania sprawdzili, czy należą do grupy firm działających w ramach 45 wymienionych kodów PKD. Po ponownym zweryfikowaniu danych w CEIDG czy KRS są pewni, że widniejący tam przedmiot działalności pokrywa się z listą podaną przez PFR. Okazuje się, że przyczyna odmowy jest prozaiczna. Jak dowiedział się serwis pit.pl winę za całe zamieszanie ponosi algorytm weryfikujący PDK wnioskodawców. Na szczęście w tej chwili błąd jest już naprawiony. Co nie oznacza, że odrzucone wnioski zostaną z automatu ponownie rozpatrzone.
CZYTAJ TAKŻE: Zmiana danych firmy w CEIDG
Niestety, nie mamy dobrych wiadomości dla tych, którym zależało na szybkim otrzymaniu pieniędzy. Przedsiębiorcy, którzy otrzymali odmowę przyznania środków z powodu niewłaściwego PKD, muszą przejść całą procedurę jeszcze raz. Polski Fundusz Rozwoju, mimo że wie o awarii nie zamierza poddawać odrzuconych wniosków ponownej weryfikacji. Przepisy nie przewidują też żadnej procedury odwoławczej. Jedynym skutecznym działaniem jest ponowne złożenie wniosku za pośrednictwem banku.
To kolejna odsłona buntu przedsiębiorców. Po gastronomii i branży fitness przyszedł czas na przedstawicieli handlu. Ci również mają dosyć nałożonych na nich przez państwo restrykcji. I pytają: Jaka jest różnica między sklepem odzieżowym z wyznaczonym limitem klientów, a Empikiem? - Ano taka, że Empik cały czas działa, a my nie - rozwiewają wątpliwości. Właściciele zamkniętych sklepów, mieszczących się w centrach handlowych nie kryją oburzenia na nierówne traktowanie najemców. Trudno się im dziwić. Sklepy spożywcze, posiadające asortyment odzieżowy, obuwniczy czy papierniczy funkcjonują. Galerie handlowe są otwarte. Tylko z jakichś przyczyn ich biznesów nie można otwierać, tłumacząc to troską o zdrowie i życie.
CZYTAJ TAKŻE: Solaria są zamknięte przez koronawirusa. COVID-19 lubi się opalać?
Rozgoryczenie przedstawicieli handlu sięga zenitu. Tymczasem Premier Morawiecki przekłada z dnia na dzień konferencję, na której zgodnie z nieoficjalnymi przeciekami miał ogłosić złagodzenie obostrzeń. Czy tak właśnie będzie, nie wiadomo. Dlatego przedsiębiorcy przypominają słyszane zapewnienia. „Otwarcie naszych sklepów traktujemy jako naturalną konsekwencję dotychczasowych deklaracji rządu, dotyczących terminu poluzowania obostrzeń w handlu. Oczekujemy, że rząd w sposób odpowiedzialny potwierdzi swoje zapowiedzi i stworzy nam warunki, byśmy otworzyli sklepy 1 lutego i zaczęli realnie odrabiać ubiegłoroczne i tegoroczne straty. Z naszej strony wszystkie warunki niezbędne do bezpiecznego otwarcia sklepów na terenie centrów handlowych zostały spełnione” – czytamy w oświadczeniu Zarządu ZPPHiU. Właściciele sklepów wskazują, że grudniowe otwarcie handlu nie wpłynęło negatywnie na wzrost liczby zachorowań.
CZYTAJ TAKŻE: Lockdown w Polsce okiem ZPP: rok pełen chaotycznych, nielogicznych, niebezpiecznych dla przedsiębiorców działań
Członkowie ZPPHiU mówią wprost, że otwarcie sklepów to dla nich ostatnia szansa. Nie oczekują, że wpływy będą podobne do tych sprzed roku, jednakże mają nadzieję, że pozwolą wyjść na prostą i uratować setki tysięcy miejsc pracy. „Czas zgody na kolejne absurdalne decyzje rządu się skończył” – podsumowuje Zarząd ZPPHiU.
26 stycznia premier Mateusz Morawiecki miał ogłosić decyzję w sprawie dalszych losów obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Tego dnia przedsiębiorcy i klienci mieli dowiedzieć się między innymi, czy od 1 lutego galerie handlowe będą otwarte. Czy dotychczasowe obostrzenia w prowadzeniu działalności zostaną zachowane, zaostrzone czy złagodzone. Niestety 5 dni przed początkiem lutego nadal nie wiemy, jak będą wyglądały rządowe zalecenia. Zapowiadana konferencja została odwołana. Nowy termin jak na razie nie jest znany.
CZYTAJ TAKŻE: Koszt całkowity zatrudnienia pracownika w 2021 roku
Jak zauważa ZPP, chaos prawny nie jest niczym nowym. Polska od lat zajmuje czołowe miejsce w rankingach badających poziom niestabilności prawa. Jednak pandemia i spontaniczne ograniczenia w prowadzeniu biznesu pozbawiły przedsiębiorców jakichkolwiek złudzeń stabilności. Co więcej ruchy rządu są całkowicie nieprzewidywalne. „Obecnie mija jedenasty miesiąc funkcjonowania przedsiębiorstw w warunkach ograniczeń, nakazów i zakazów, których zakres zmienia się co kilka tygodni i jest ustanawiany całkowicie arbitralnie w oderwaniu nawet od danych epidemiologicznych” – czytamy w informacji udostępnionej przez ZPP. Skutki chaosu to nie tylko bankructwa, ale także utrata pracy przez pracujących w zamykanych branżach. „Ograniczenia są katastrofalne w skutkach dla wielu branż. Hotele, lokale gastronomiczne, sklepy w galeriach handlowych, kluby fitness – wszystkie te miejsca zatrudniają miliony Polaków, a utracone przychody liczą w miliardach złotych” - ostrzega organizacja.
CZYTAJ TAKŻE: Branża fitness ignoruje lockdown. Siłownie otwarte od lutego
Dystans, dezynfekcja i obowiązkowe maseczki to zasady, które powinny być bezwzględnie przestrzegane, co do tego Związek Przedsiębiorców i Pracodawców nie ma wątpliwości. Przy ich stosowaniu każdy biznes mógłby działać, bez narażania właścicieli i klientów na zachorowanie. Tym bardziej, że ludzie spotykają się w sklepach, komunikacji miejskiej, częściowo otwarte zostały placówki edukacyjne.
Organizacja zwraca także uwagę, na fakt że skuteczność lockdownu nie zyskuje potwierdzenia w badaniach naukowych. Ograniczanie zgromadzeń publicznych oraz stacjonarnej działalności placówek edukacyjnych są zalecane w celu zminimalizowania transmisji wirusa. Ponadto z uwagi na trudną sytuację polskich przedsiębiorców ZPP domaga się dwunastomiesięcznego moratorium na nowe obciążenia (podatek cukrowy, podatek od sprzedaży detalicznej). Tylko takie działania umożliwią sprawną odbudowę gospodarki.
W wywiadzie opublikowanym przez Polska Times, Krzysztof Saczka pełniący w zastępstwie funkcję Głównego Inspektora Sanitarnego wyjaśnił, że on jak i wszyscy pracownicy sanepidu są zobowiązani do podejmowania działań w odpowiedzi na nieodpowiedzialne ruchy przedsiębiorców. - Inspekcja sanitarna stoi na straży bezpieczeństwa zdrowotnego i mając tę legitymację, podejmuje stosowne działania, aby wywiązać się z tych obowiązków jakie są na nią nałożone – tłumaczył.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza Finansowa PFR 2.0 nie dla zbuntowanych przedsiębiorców?
Zwołujący się w internecie przedstawiciele poszczególnych branż, wspierają się w walce o swoje biznesy. – Nie mamy za co żyć. Nie mamy nic do stracenia. Chcemy zarabiać – apelują. Saczka podkreślił, że podejmowane przez pracowników sanepidu działania nie są formą ścigania, a jedynie sprawdzeniem „czy przestrzegane są warunki sanitarno-epidemiologiczne”. Dodaje, że jest świadomy „kosztów społecznych", ale bez nich nie ma szans na zapewnienie bezpieczeństwa w sobie pandemii. - Otwieranie tego typu działalności w tej chwili na pewno nie ułatwia nam zarządzania sytuacją epidemiologiczną i stanowi bardzo duże ryzyko w kierunku sprowokowania potencjalnego wiosennego wzrostu zakażeń. A to może odbić się społecznie bardzo niekorzystnie – powiedział szef GISu. Nie można nie przyznać mu racji, ale problem w zakresie sankcji tkwi gdzie indziej. Prawnicy i sądy mają duże wątpliwości, co do zasadności przyznawania mandatów i kar, co widać w opiniach i wyrokach. Dotychczasowe rozstrzygnięcia w większości uznają mandaty za bezpodstawne, a kary unieważniają.
CZYTAJ TAKŻE: Lokal zamknięty, a koncesja na alkohol do zapłaty. – To absurd – oceniają restauratorzy.
Czym się różnią mandaty dla przedsiębiorców
Przedsiębiorcy np. restauratorowi, który wbrew przepisom rządowego rozporządzenia, otworzy lokal grożą dwie sankcje. Pierwsza to mandat wystawiony przez Policję (500zł), a druga to kara administracyjna sanepidu (30 tys. zł.). Najważniejszymi różnicami jest to, że mandatu można nie przyjąć. Na skutek czego sprawa trafi do sądu i dopiero jego ewentualny wyrok będzie nakładał obowiązek zapłaty. Tymczasem kara administracyjna spowoduje automatyczne ściągnięcie pieniędzy z konta przedsiębiorcy. Oczywiście, można z powodzeniem ubiegać się o ich odzyskanie ale przed sądem, co wydłuża cały proces.
Podstawą rozstrzygnięć na korzyść zbuntowanych przedsiębiorców jest problematyczna podstawa prawna sankcji. Obostrzenia wprowadzone rozporządzeniem są niezgodne z aktami prawnymi znajdującymi się wyżej w hierarchii tj. ustawami i konstytucją, które zapewniają swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Jej ograniczenia możliwe są tylko przy spełnieniu precyzyjnie określonych warunków, które nie wystąpiły.
CZYTAJ TAKŻE: Dlaczego budowanie społeczności wokół marki się opłaca
Jak zapowiada rząd, nowe przepisy na mocy rozporządzenia w sprawie wsparcia uczestników obrotu gospodarczego poszkodowanych wskutek pandemii COVID-19 zaczną obowiązywać już 1 lutego. Wtedy też rozpocznie się proces zbierania wniosków. Pakiet osłonowy będzie ograniczony do wybranej grupy przedsiębiorców (grupa PKD została poszerzona względem pierwotnej wersji). Dodatkowo konieczne będzie spełnienie wskazanych w przepisach warunków. Sam fakt prowadzenia działalności gospodarczej nie wystarczy.
CZYTAJ TAKŻE: Małe i średnie firmy bez płynności finansowej. Winny koronawirus
Dla przedsiębiorców przygotowano cztery rodzaje pomocy. Trzy z nich ma formę pieniężną. Zainteresowani otrzymają: wsparcie finansowe na wynagrodzenia dla pracowników, świadczenie postojowe, 5 tys. zł na pokrycie bieżących opłat. Ponadto będzie można ubiegać się o zwolnienie z obowiązku opłacania składek na ubezpieczenia społeczne, ubezpieczenie zdrowotne, Fundusz Pracy, Fundusz Solidarnościowy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych lub Fundusz Emerytur Pomostowych.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza Finansowa PFR 2.0 nie dla zbuntowanych przedsiębiorców?
Wypłatę na dofinansowanie wynagrodzenia pracowników otrzyma każdy, kto do 31 marca 2021 r. złoży przedmiotowy wniosek. I wykaże, że w co najmniej w jednym z trzech poprzednich miesięcy, przychód z działalności był niższy o co najmniej 40 proc. względem przychodu osiągniętego w okresie porównawczym. Trzeba będzie również uzasadnić, że spadek ma związek z pandemią COVID-19. Wnioskujący otrzyma dopłatę na okres 3 miesięcy od daty złożenia wniosku. Środki trafią na konto w oparciu o umowę o świadczenia na rzecz ochrony miejsc pracy.
CZYTAJ TAKŻE: Sequel rządowej pomocy. Tarcza 6.0 – czy pomoże mojej firmie? – RAPORT MAGAZYNU FIRMA
Aby otrzymać tzw. postojowe także niezbędnym będzie przedstawienie wyliczeń. Spadek przychodu z działalności uzyskanego w jednym z dwóch miesięcy poprzedzających miesiąc złożenia wniosku musi wynosić co najmniej o 40 proc. w stosunku do okresu porównawczego.
Mikro i mali przedsiębiorcy mogą liczyć na 5 tys. zł z Funduszu Pracy na pokrycie bieżących opłat. Warunkiem jest co najmniej 40 procentowy spadek przychodów w miesiącu przed złożeniem wniosku. Ważny jest także uwzględnienienie okresu porównawczego. Wsparcie jest jednorazowe.
Możliwość zwolnienia z płacenia składek na ubezpieczenie, FP, FS, FGŚP, FEP przyznano przedsiębiorcom, którzy zgłosili się jako płatnicy składek przed 1.11.2020 r. Z zastrzeżeniem, że uzyskany przez nich przychód w jednym z dwóch miesięcy poprzedzających złożenie wniosku był niższy o co najmniej 40 procent. Dane będą porównywane z tożsamym okresem. Zwolnienie będzie obejmowało okresy: od 1 stycznia 2021 r. do 31 stycznia 2021 r. albo od 1 grudnia 2020 r. do 31 stycznia 2021 r.