W zalewie złych wiadomości jedna może cieszyć. Tanieje ropa naftowa. Rynek nieco ochłonął, po ubiegłotygodniowych rekordach. Przypomnijmy, 8 marca ceny baryłki ropy Brent przekroczyły 131 USD. Po weekendzie sytuacja zdecydowanie się uspokoiła. Cena surowca spadała momentami do 103,53 USD. To spora, dwudziestokilkuprocentowa korekta. Nie wiadomo czy trend jest trwały, ale powinien przełożyć się na ceny na pylonach stacji paliw.
Jeśli dodamy do tego, że złoty umocnił część strat względem dolara z ponad 4,60 PLN tydzień temu do 4,32 PLN obecnie, mamy gotowy przepis na nieco tańsze paliwa. Trudno oczekiwać super obniżek. Jednak pewną ulgę zapowiadali już w piątek rynkowi analitycy. I właśnie ona nadeszła.
W takim rynkowym krajobrazie pojawia się wpis na Twitterze szefa Orlenu, który oznajmia wszem i wobec „Obniżamy ceny na stacjach!”. Tak, z wykrzyknikiem.
Obniżamy ceny na stacjach! ON o 34 gr/l, do średniego poziomu 7,55 zł, a benzynę o 20 gr/l do średniego poziomu 6,79 zł. Działamy zdecydowanie, żeby polscy kierowcy tankowali najtańsze paliwa w Europie. W Czechach litr benzyny kosztuje w przeliczeniu 7,54 zł, a na Litwie 8,81 zł
— Daniel Obajtek (@DanielObajtek) March 14, 2022
Prawdą jest, że w paliwo w Polsce jest tańsze niż u naszych sąsiadów w Czechach, czy na Litwie. Wynika to z działania tarczy antyinflacyjnej. Zauważmy jednak, że również u naszych sąsiadów ceny paliw musiały spaść z powodu rynkowej korekty na ropie.
Zatem wprowadzając korektę, wpis szefa PKN powinien brzmieć „Tanieje ropa, umacnia się złoty, więc obniżamy ceny na stacjach”. Wykrzyknik zbędny. Tymczasem mamy do czynienia z wpisem mocno marketingowym, który sugeruje, ze oto podjęto ważną decyzję z myślą o kierowcach. Gdyby jednak ropa nie potaniała, a złoty nie odrobił strat, takiego komunikatu by nie było. Można być tego pewnym!
CZYTAJ TAKŻE: Drogie paliwa. Jak ograniczyć koszty w firmie?
Uspokojenie nastrojów na rynku ropy raczej nie będzie trwałym trendem. Przypomnijmy, że amerykańskie banki prognozowały w skrajnych scenariuszach, że w obecnej, złożonej sytuacji geopolitycznej, cena baryłki może przekroczyć 180 dolarów jeszcze w 2022 roku. Pamiętajmy jednak, że w dłuższym terminie tego typu prognozy rzadko się sprawdzają.
Nikt nie ma jednak wątpliwości, że czarne prognozy mogłyby się sprawdzić gdyby nałożone zostały sankcje na rosyjską ropę, od której, nie ukrywajmy, jesteśmy uzależnieni. Gdyby jednak świat zacisnął zęby i zdecydował się na taki rodzaj kary, broń byłaby obosieczna. Wówczas dyskusje, czy na pylonach polskich stacji zmieszczą się wartości dwucyfrowe, byłyby jak najbardziej aktualne.
Magazyn Firma rozmawiał z przedsiębiorcami prowadzącymi mikro i małe przedsiębiorstwa. W badaniu fokusowym zgodnie przyznali, że drogie paliwa to poważny problem, który w stopniu poważnym (40%), lub bardzo poważnym (60%) uderza w finanse przedsiębiorstwa. Największy problem mają firmy transportowe. Źle sytuacja kształtuje się w tych przedsiębiorstwach, które opierają się na długoterminowych umowach, zawartych w zupełnie innej rzeczywistości.
„Na 60-kilometrowej trasie sprzedajemy bilety pasażerom za 12 złotych” – mówi jeden z przedsiębiorców prowadzących usługi transportu busami w województwie łódzkim. „Rentowność utrzymywanych przez nas linii spada, musimy radykalnie podnieść ceny. Cena biletu na tej samej trasie musi przekroczyć 15 złotych i nie jest to ostatnie słowo. Na razie obserwujemy, co robi konkurencja” – tłumaczy.
To tylko przykład, ale ceny paliw przekładają się na ceny wszystkiego. Presja na podwyżki jest nie tylko konieczna, ale także… łatwa do akceptacji. „Nasi klienci rozumieją, dlaczego podnosimy ceny naszych artykułów. Przyjmują je zazwyczaj bez marudzenia, czy sprzeciwu” – mówi właściciel cukierni w świętokrzyskim.
CZYTAJ TAKŻE: Ropa i gaz nie popłyną do USA - co to oznacza dla firm?
Wysokie ceny paliw, wymuszają na właścicielach firm wiele decyzji. Część firm już zdecydowała o ograniczeniu wyjazdów swoich handlowców. „Preferujemy spotkania w formie wideokonferencji. W czasie pandemii przetestowaliśmy już taką możliwość. Teraz musimy do tego wrócić” – mówi właściciel niewielkiej firmy sprzedającej elementy wykończenia wnętrz. Jak przyznaje, od końca lutego udało się znacznie ograniczyć liczbę delegacji. „W pierwszym tygodniu marca, liczba przejechanych kilometrów przez naszych handlowców spadła o około 30-40 procent, ale jest przestrzeń, by skala oszczędności była większa” – mówi.
Są też firmy, również średnie i duże, które w związku z aktualną sytuacją ograniczyła profit w postaci wykorzystania służbowego samochodu do celów prywatnych. To dość trudna operacja, która wiąże się ze sprzeciwem części uprzywilejowanej załogi. Firmy jednak muszą zareagować na znaczący wzrost kosztów, jaki rysuje się w obecnej sytuacji gospodarczej.
Firmy inaczej podchodzą do całego obszaru logistyki. W ramach transportu wewnętrznego między oddziałami firm, lub w transporcie do klientów, wyzwaniem dyspozytorów jest ograniczenie transportu "na pusto". Firmy czasem łączą swoje siły, tam, gdzie mogą i organizują wspólny transport.
Zmienia się także sposób wykorzystania wózków widłowych na LPG w halach produkcyjnych tak, aby pokonywały jak najkrótszy dystans. Coraz więcej firm rozważa także zmianę floty na samochody elektryczne i hybrydowe, jednak na razie decyzje w tej sprawie pozostają często w sferze odległej przyszłości.
Perspektywa wzrostu cen paliw wymusiła na części zarządzających flotą wprowadzenie "zasady pełnego zbiornika", nawet po krótkiej trasie. „Częściej tankujemy, bowiem spodziewamy się, że wkrótce ceny paliw będą znacznie wyższe. Do pełna zatankowane mamy nawet te auta, których aktualnie nie używamy” – mówi właściciel przedsiębiorstwa zajmującego się rozwożeniem pieczywa.
Nie mamy dobrych informacji. Drogie paliwa zostaną z nami na dłużej. Niewykluczone, że ceny będą jeszcze rosły. W ocenie analityków w obecnej sytuacji jest duża przestrzeń dla podwyżek. Ropa naftowa będzie jeszcze drożeć, a perspektywy złotego są niestety nadal bardzo niejasne.
Tego jeszcze nie było. Spółka PKN Orlen, której przecież zależy na jak najwyższych wartościach sprzedaży, musi uspokajać klientów oczekujących w panice na swoją kolej do tankowania. Nie pomogły zapewnienia, że paliwa starczy dla wszystkich, a także komunikaty w mediach. Bezskuteczne okazało się wskazywanie, że winne zamieszania są farmy trolli. Ostrzeżenia przed fake newsami również nie przyniosły spodziewanego efektu. Kolejki jak były, tak są.
CZYTAJ TAKŻE: System SWIFT. Co to jest i jak działa?
W piątek PKN Orlen pochwalił się w mediach społecznościowych wynikami z czwartku, 24.02.2022 r. Okazało się, że sprzedaż na stacjach paliw państwowego giganta wzrosła skokowo o… 400% - czytamy w oświadczeniu koncernu. Nic dziwnego, że spółka wprowadziła na swoich stacjach ograniczenia do 50 litrów dla samochodów osobowych i 500 litrów dla ciężarówek. Takie postawienie sprawy wyeliminowało sprzedaż dodatkowych litrów do kanistrów, a nawet beczek przewożonych na przyczepach.
Oświadczenie dotyczące dostępności paliw na stacjach @PKN_ORLEN. Jeszcze raz apelujemy o spokojne podejście do sytuacji i dokładną weryfikację źródeł informacji na temat dostępności paliw pic.twitter.com/YfRoOMHXAj
— Joanna Zakrzewska (@RzecznikORLEN) February 25, 2022
Jeśli na kimś nie robi wrażenia skala wzrostu sprzedaży na Orlenie, niech lepiej zerknie na dane opublikowane przez ekonomistów PKO BP. Wykres, który pojawił się na twitterowym koncie @PKO_Research pokazuje dzienną wartość transakcji bezgotówkowych na stacjach benzynowych. Wynika z niego, że w porównaniu do danych ze stycznia 2022 roku, w miniony czwartek wartość ta wzrosła ponad… DZIESIĘCIOKROTNIE! A to już pokazuje, że Polacy wręcz „rzucili się” na paliwo.
To chyba niepotrzebna panika. Zachowajmy spokój! pic.twitter.com/gsqKuzguPV
— PKO Research (@PKO_Research) February 25, 2022
Jak wynika z wypowiedzi prezesa PKN Orlen Daniela Obajtka, koncern rozprawił się już z dziesięcioma przedsiębiorcami, który w nieuzasadniony sposób napędzali panikę, podnosząc ceny do astronomicznych wartości. Wiele wskazuje na to, że na tym się sprawa nie skończy, a problemy mogą mieć również inne firmy współpracujące ze spółką.
Obajtek wskazał, że winę za wybuch paliwowej paniki ponoszą farmy trolli, które zdołały rozsiać falę dezinformacji, a także fake newsów. Niestety zachowanie niektórych właścicieli stacji paliw wpisało się w ten trend, dodatkowo budując atmosferę niepokoju i napędzając sprzedaż do dawno niewidzianych wartości.
Przeciętny Kowalski pracujący na etacie i podjeżdżający na stację paliw, efekt Tarczy widzi od razu. Na pylonie przed wjazdem ceny wyraźnie spadły. Przedsiębiorca, który odlicza VAT, musi jednak na to zagadnienie spojrzeć zupełnie inaczej. Jego interesuje bardziej cena netto. A ta, jak się okazało, ostatnio wzrosła. To oznacza, że osoba prowadząca działalność gospodarczą, na tarczy antyinflacyjnej nie skorzysta wcale.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza antyinflacyjna. Informacja przy kasie jak rządowa reklama
Na facebookowym fanpage’u „Biznes na ostro” pojawiło się ciekawe obliczenie jednego z przedsiębiorców. Pod koniec stycznia zatankował on pełny bak paliwa, płacąc 5,89 zł brutto, czyli 4,79 netto. Teraz, w czasie powrotu z ferii kupił paliwo za 5,32 zł brutto (mniej prawda?), ale 4,92 zł netto! To oznacza, że dla tego przedsiębiorcy litr paliwa zdrożał o około 10-12 groszy na litrze. Cuda? Nie. To matematyka, która znów demaskuje, że to, co ma być skuteczne, skutecznym wcale dla wszystkich nie jest
Ok. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że na cenę netto wpływ ma wiele czynników. Nie czas, i nie miejsce, by teraz po raz kolejny te mechanizmy opisywać. Jak ma jednak czuć się przedsiębiorca, który znów widzi, że to, z czego cieszą się inni, jego nie dotyczy? I to wyłącznie dlatego, że pewnego dnia wziął sprawy w swoje ręce, założył biznes i ciężko pracuje na dobry wynik PKB polskiej gospodarki? A przy okazji utrzymuje miejsca pracy.
Obniżenie samego VAT-u na paliwa to działanie obliczone w bardzo krótkiej perspektywie. Przeciętny Kowalski się ucieszy. Ba, powie nawet, że rząd walczy z jednym z czynników, który napędza inflację. Bo przecież droższe paliwa, to droższy transport – pieczywa, wędlin, makaronu, piwa… Guzik prawda.
Sami Państwo widzicie, że tak to nie działa. Bo skoro dostawca chleba, kiełbasy podwawelskiej, czy majonezu płaci za paliwo de facto więcej, to „paliwowy” element inflacyjny nadal istnieje i ma się doskonale! A inflacja nakręca się dalej. No cóż. Ta tarcza chroni wybiórczo.