magazyn-firma

Zakup nowego samochodu odkładamy na przyszłość – wynika z danych IBRM Samar. Dwucyfrowe spadki widzimy nawet w segmencie premium, który był uznawany dotąd za odporny na kryzys.

Zakup nowego samochodu? Nie teraz

Pan Marek jest członkiem zarządu firmy produkcyjnej, którą można zaliczyć do średnich przedsiębiorstw. Zwykle co dwa lata, w każdym roku parzystym, przedsiębiorstwo wymieniało flotę samochodów kierownictwa najwyższego szczebla. W przypadku handlowców auta kupowało co pięć lat. „Na 2022 rok przypadła kulminacja zakupów. Planowaliśmy wymianę całej floty. Zabezpieczyliśmy finansowanie na ten cel, wybraliśmy markę, model i dilera. Do transakcji nie doszło. Zdecydowaliśmy, że z wymianą poczekamy. Kupiliśmy tylko dwa samochody, które mają zastąpić te mocno wyeksploatowane. W obecnej sytuacji wolimy poczekać. To nie jest dobry czas na zakup nowego samochodu, także dla przedsiębiorstw – powiedział w rozmowie z Magazynem Firma.

Z podobnego założenia wychodzi coraz więcej firm. „Postarzanie floty” to jeden z elementów walki z inflacją i zabezpieczenia się przed spodziewanym mocnym hamowaniem. Ci, którzy mimo wszystko decydują się na takie zakupy, tłumaczą to nieco innym podejściem. „Jeśli teraz nie wymienimy floty, to co będzie za rok czy dwa”? - pytają i tym decydują się na wpisanie do kolejki oczekujących na przyjazd nowych aut.

Branża motoryzacyjna hamuje

Hamowanie branży moto wygląda na coraz bardziej gwałtowne. W lipcu wydziały komunikacji wydały tablice dla 35 tysięcy nowych aut. Przyglądając się tym danym uważniej, zauważamy że w tym gronie znalazły się 7.082 samochody marek premium z udziałem w rynku wynoszący 20,4% - informuje IBRM Samar.

W obu przypadkach uzyskany wynik był gorszy niż w analogicznym miesiącu rok wcześniej, przy czym w przypadku całego rynku spadek wyniósł 12,3%, natomiast w przypadku marek Premium 15,8%. Wynik sumaryczny po 7 miesiącach wynosi niecałe 250 tys. zarejestrowanych samochodów, o 12,1% mniej niż rok wcześniej. W tym samym czasie rezultat zanotowany przez marki premium (56 260 aut) był o 3,9% gorszy niż rok wcześniej – komentuje prezes IBRM Samar Wojciech Drzewiecki.

Jakie nowe auta sprzedają się najlepiej?

Ostatni miesiąc nie przyniósł wyraźnych zmian w tabeli TOP10 najlepiej sprzedających się marek. Liderem z mocnym zaczepieniem na szczycie podium jest Toyota, która jak dotąd w 2022 roku sprzedała na polskim rynku prawie 44 tysiące samochodów. To wynik dwa razy lepszy niż Skody, która zajmuje pozycję wicelidera (22 tys.). Podium zamyka Kia z niewielką stratą do czeskiej marki (20,6 tys.). Na kolejnych miejscach listy rankingowej znalazły się Volkswagen, Hyundai, BMW, Mercedes, Dacia, Audi oraz Ford. Jak widać, trzy marki premium niezmiennie od wielu miesięcy, utrzymują się w ścisłej czołówce rynku” – czytamy w komentarzu IBRM Samar.

Co się dzieje z rynkiem motoryzacyjnym?

W motoryzacji bez zmian - chciałoby się odpowiedzieć na tak postawione pytanie. W dalszym ciągu branża ma problem z ograniczoną podażą aut, która nadal wynika z dostępności niektórych części, głównie elektroniki.

Dalej wymienić należy inflację oraz coraz wyższe stopy procentowe, które zwiększają raty zarówno leasingu, jak i wynajmu, czy kredytu.

Jak ocenia Wojciech Drzewiecki z Samaru:

Każdy z wymienionych czynników odgrywa inną rolę w procesie zakupu. Wydaje się, iż dziś największym problemem jest ograniczona podaż, jednak rola szeroko rozumianych czynników finansowych będzie rosła i może się okazać, że już wkrótce, pomimo zapowiadanej poprawy w dostawach aut na nasz rynek, sprzedaż nie będzie rosła, gdyż wysokie ceny oraz rosnące raty, w aspekcie powiększającej się niepewności gospodarczej, stanowić będą istotną przeszkodę w podjęciu decyzji o zakupie auta” – skomentował.

Niemiec płakał, jak sprzedawał. Dziś płacze Polak, bo znaleźć klienta nie może. Czerwiec 2022 okazał się najgorszym miesiącem dla przedsiębiorców żyjących ze sprowadzania samochodów i odsprzedawania ich na polskim rynku. Dlaczego popyt na używane auta z zagranicy hamuje?

Używane auta z zagranicy

Mogłoby się wydawać, że w dobie problemów z zakupem nowego auta i wszechobecnej drożyzny, import aut używanych będzie się rozwijał w najlepsze. Eksperci z Instytutu Badań Rynku Samochodowego SAMAR śledząc dostępne dane, zauważają mocno odwrotną tendencję, która ma prawo niepokoić przedsiębiorców sprowadzających i sprzedających auta używane z zagranicy.

Ile aut sprowadzamy z zagranicy?

Dość powiedzieć, że w czerwcu 2022 roku tablice rejestracyjne z oznaczeniem „PL” trafiły na 68 162 samochody importowane z zagranicy. Mowa o pojazdach osobowych i dostawczych o dopuszczalnej masie całkowitej 3,5 tony. To oznacza, że tylko w ciągu roku rynek ten skurczył się o… 19,5% ! Gorsze dane za czerwiec ostatni raz odnotowane były 9 lat temu, w 2013 roku.

>>> 10% zniżki na paliwo! Nie od stacji. Od banku!

Najgorzej wygląda sytuacja importowanych dostawczaków. Ten rynek zmniejszył się o blisko jedną czwartą (24,5%).

Słaby rok dla importerów samochodów używanych

Ktoś może powiedzieć, że to jedynie miesięczne dane, które w skali roku mogą okazać się „wyjątkiem”. Niestety nic z tych rzeczy. IBRM SAMAR wziął pod lupę także dane za całe półrocze.

Łączny wynik za pierwsze sześć miesięcy tylko na pierwszy rzut oka może wyglądać imponująco – to 403.251 samochodów. Wynik ten jest jednak gorszy o 15%, jeśli porównamy go do analogicznego okresu w pandemicznym 2021 roku.

Coraz starsze samochody importowane do Polski

Efekt inflacji dobrze jest widoczny, jeśli spojrzymy na wiek sprowadzanych pojazdów. Tu nie ma złudzeń. Sprowadzamy coraz starsze samochody, ze średnią 12,65 roku. Tylko w czerwcu padł rekord średniego wieku importowanych aut – 12,72 roku.

Średnią solidnie zawyżają osobówki, które liczą sobie 12,8 roku. Jeśli weźmiemy pod uwagę te, z silnikami benzynowymi pojawi nam się średnia 13,66 roku. Taka tendencja rynkowa raczej nikogo nie powinna cieszyć.

Susza na rynku wtórnym. Brakuje używanych samochodów osobowych i dostawczych. IBRM Samar alarmuje, że tendencja ta jest coraz bardziej widoczna. Pokazują to dane za styczeń. Liczba używanych aut sprowadzanych z zagranicy była najniższa od… 8 lat!

Brakuje używanych samochodów?

Może ktoś powiedzieć, że najgorszy wynik od 8 lat, to żadna tragedia. W końcu w 2014 roku mieliśmy do czynienia z bardzo podobną sytuacją. Tak, ale wtedy nie brakowało aut prosto z fabryki. Ba! Sprzedawały się wówczas całkiem nieźle. Teraz nawet nasi zachodni sąsiedzi decydują się na odłożenie decyzji o zmianie auta. Zniechęca ich czas oczekiwania na nowy samochód. Do tego dochodzi inflacja.

Można powiedzieć, że ponad 61 tys. aut sprowadzonych z zagranicy w styczniu i zarejestrowanych w wydziałach komunikacji to i tak niezły wynik. Inaczej wygląda to jednak z perspektywy kupującego, któremu trudniej jest wybrać auto, o jakim myśli. W takich warunkach trudniej negocjuje się też cenę. Szukam od dłuższego czasu używanego samochodu do przewozu wyrobów cukierniczych do 3,5 tony, ale widzę, że jak na dzisiejsze realia jestem zbyt wybredny i muszę chyba brać, co jest” – napisał na jednej z grup dyskusyjnych przedsiębiorca z Warmii i Mazur. W podobnej sytuacji jest także wielu innych przedsiębiorców, którzy przy obecnym wzroście kosztów, inflacji i perturbacjach na rynku moto odkładają na później decyzję o zakupie nowego samochodu.

CZYTAJ TAKŻE: Albo leasing albo wcale. Dealerzy samochodów marudzą na gotówkę

Na rynku wtórnym coraz starsze auta

Widoczna jest także jeszcze jedna tendencja. Na rynku wyraźnie brakuje młodszych samochodów. Sprzedawane są głównie te, które lata świetności mają już za sobą. Dość powiedzieć, że średni wiek aut sprowadzonych w styczniu wyniósł aż 12 lat i 4 miesiące. Średni, to znaczy, że na rynku nie brakuje jeszcze starszych egzemplarzy z początku wieku. Jak się okazuje, również i one nie czekają zbyt długo na nabywców.

Trudno o auta z Niemiec, Włoch i Szwajcarii

W przypadku samochodów importowanych z Niemiec, Włoch i Szwajcarii spadki wolumenu sprowadzanych aut są dwucyfrowe. W przypadku naszych zachodnich sąsiadów spadek sięgnął 10,8%. Dużo gorzej jest w przypadku Włoch (-16,9%) oraz Szwajcarii (-15%). Importerzy częściej szukają innych kierunków. Największy wzrost w styczniu 2022 roku odnotowały auta ze Stanów Zjednoczonych, których zarejestrowano o… 18% więcej. Dobry wynik dotyczy także samochodów importowanych z Francji. Tu wzrost sięgnął prawie 9%.

Auto elektryczne jako służbowe to coraz częstszy wybór firm. Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych postuluje do ministra finansów, by pracodawcy mogli zwracać pracownikom pieniądze za ładowanie takich pojazdów. Konieczne są jednak korekty w ustawie o PIT.

Auto elektryczne jako służbowe. Gdzie ładować?

Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) regularnie prowadzi badania pod nazwą Barometr Polskiej Mobilności. Wynika z nich, że ponad 80% użytkowników aut elektrycznych woli ładować pojazdy w swoim domu – niezależnie od tego, czy auto jest ich własnością, czy używają auto elektryczne jako służbowe. Podobne preferencje wskazują badania przeprowadzone wśród kierowców, którzy są zarejestrowani w EV Klub Polska.

CZYTAJ TAKŻE: Mój elektryk dla firm

Auto elektryczne jako służbowe. Kiedy ładować?

W ocenie zarówno specjalistów, jak i praktyków, najbardziej optymalnym finansowo czasem ładowania takich pojazdów jest pora nocna, szczególnie jeśli korzystamy z preferencyjnej taryfy. W konsekwencji ładowanie w domu pozwala znacznie obniżyć koszty eksploatacji samochodów elektrycznych wykorzystywanych jako pojazdy służbowe. Poważną przeszkodę stanowią jednak obowiązujące regulacje podatkowe” – informuje PSPA.

Czy możliwy będzie zwrot kosztów ładowania w domu służbowego EV? 🚘 ⚡
#PSPA wystąpiło do @MF_GOV_PL w sprawie wprowadzenie zmian do ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.
https://t.co/hfLEp7xNLC

— PSPA (@_PSPA) January 17, 2022

Jak rozliczyć ładowanie auta elektrycznego należącego do pracodawców

Jak się okazuje, proste rozwiązanie ma swoje minusy. Po pierwsze, auto elektryczne jako służbowe ładowane pod domem faktycznego użytkownika obciąża budżet pracownika. I nawet, gdyby pracodawca chciał to w prosty sposób rozwiązać, dużego pola do manewru nie ma, zauważa PSPA.

W myśl obowiązujących przepisów, pracodawca nie ma obecnie możliwości rozliczenia zużytej przez pracownika energii elektrycznej bezpośrednio z dostawcą prądu. Ten koszt ponosi każdorazowo zatrudniony, by następnie otrzymać od pracodawcy zwrot, który odpowiada kosztowi pracownika. Taki zapis stanowi poważną barierę rozwoju elektromobilności w Polsce, ograniczającą popyt na samochody elektryczne jako pojazdy służbowe”– alarmuje stowarzyszenie promujące elektromobilność w transporcie.

Problemy podatkowe z elektryczną służbówką

Okazuje się, że potencjalni nabywcy oraz użytkownicy samochodów elektrycznych zgłaszają obawę, że wynagrodzenie netto pracowników może ulec redukcji, bo do ładowania dołożą z własnej kieszeni. PSPA podkreśla, że za około ¾ rejestracji nowych aut odpowiadają właśnie przedsiębiorcy. Dyrektor generalny tego stowarzyszenia Maciej Mazur apeluje więc o stworzenie takich warunków regulacyjnych, by wspierać wzrost zainteresowania autami na prąd.

Auto elektryczne jako służbowe – zwrot za ładowanie

Po pierwsze, wykazaliśmy, że auto elektryczne jako służbowe nie jest ładowane tylko na komercyjnych stacjach ładowania. Drugim takim miejscem jest dom użytkownika. W tej sytuacji PSPA postuluje wprowadzenie zapisu, który pozwoliłby pracodawcy zwrócić koszty poniesione na ładowanie elektryka, bez dodatkowego obciążenia finansowego. Obecnie mowa o zwrocie w wysokości około 250 złotych miesięcznie na samochód.

Zdaniem eksperta:

Doradca podatkowy i partner w zespole doradców dla branży motoryzacyjnej w KPMG Przemysław Szywacz:

„Obecnie nie jest to możliwe. W świetle indywidualnych interpretacji prawa podatkowego wydanych na podstawie obowiązujących przepisów podatkowych taki zwrot – jako świadczenie pieniężne – stanowi dla pracowników dodatkowy przychód, który w przeciwieństwie do kosztów ponoszonych w przypadku tankowania samochodu spalinowego na stacji benzynowej, nie może być uwzględniony w kwocie ryczałtu z tytułu użytkowania samochodu służbowego do celów prywatnych”

Albo leasing, albo wcale – z taką odpowiedzią w jednym z salonów samochodowych spotkał się internauta, których chciał za gotówkę kupić mały miejski samochód znanej marki. Czy naprawdę jedynym sposobem sprzedaży aut stanie się leasing lub kredyt? Spytaliśmy eksperta.

Albo leasing, albo wcale – czyli jak kupić samochód?

Branża motoryzacyjna nie ma łatwego czasu. Najpierw pierwsze dwie fale pandemii przeczołgały producentów samochodów po dawno niewidzianych nizinach statystyk sprzedaży. Potem okazało się, że brakuje elektronicznych podzespołów, bez których współczesny samochód współczesnym nie będzie. I w dodatku nie pojedzie. To spowodowało, że zakup samochodu stał się trudniejszy niż kiedykolwiek. Wybór wymarzonych czterech kółek wiąże się z długim oczekiwaniem, albo… braniem tego co jest. Z tym że nie do końca. Niektórzy mówią klientom: albo leasing, albo wcale.

Jeden z internautów napisał na Facebooku, na grupie osób zainteresowanych leasingiem o swojej historii. Chciał kupić mały, miejski samochód popularnej marki. Co ciekawe, auto było dostępne, a on był gotów je kupić. Za gotówkę, lub przelewem. Odpowiedź sprzedawcy mocno go zdziwiła. Okazało się, że auto może wziąć… ale w leasing. Opcja tradycyjnej sprzedaży z transferem 100 procent środków w ogóle nie wchodziła w grę.

CZYTAJ TAKŻE: Sprzedaż samochodów 2021

Ekspert: są plany sprzedażowe, są plany finansowe

Opowiedzieliśmy tę historię prezesowi Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego „SAMAR” Wojciechowi Drzewieckiemu. W rozmowie z Magazynem Firma przyznał, że taka praktyka rzeczywiście jest stosowana „szczególnie przez marki, które mają »własny« bank”. Ale nie tylko. - „Trzeba pamiętać, że każdy sprzedawca ma do zrealizowania określony plan sprzedaży. Może się okazać, że musi wyrobić określoną sprzedaż produktów finansowych np. leasingu, by móc liczyć na jakiś bonus, czy premię” – powiedział Wojciech Drzewiecki. Jednocześnie dodał, że w obecnej skomplikowanej sytuacji rynkowej podobne zdarzenia mogą pojawiać się jeszcze częściej. Inne pytanie, czy są to praktyki zgodne z duchem prawa.

CZYTAJ TAKŻE: Do kiedy wybrać formę opodatkowania? 51 kluczowych dni dla firmy

„Sytuacja związana z >>wymuszoną<< sprzedażą wraz z narzędziami finansowymi może zdarzyć się, gdy dealer ma wciąż niezrealizowane plany sprzedaży narzędzi finansowych. Jeżeli realizuje je na bieżąco, auta za gotówkę także są dostępne. Może jednak zdarzyć się sytuacja, że pojawi się jeden duży kontrakt z finansowaniem zewnętrznym, który spowoduje, że wszystkie pozostałe auta, które dealer ma szansę wydać w danym miesiącu, będzie musiał sprzedawać z własnym finansowaniem, aby mieć szansę na bonus” – ocenia Wojciech Drzewiecki.

Duży leasingodawca też miał problemy

W tym kontekście prezes IBRM „SAMAR” opowiedział nam historię jednej z największych firm zajmujących się leasingiem w Polsce, która od jednego z producentów chciała kupić większą ilość samochodów. „Okazało się, że i oni mieli podobny problem. Sprzedawca powiedział, że mogą kupić te samochody, ale od razu z… finansowaniem” – wspomina Wojciech Drzewiecki. To pokazuje, że w ostatnim czasie „ciśnienie” na tego typu opcje jest coraz większe.

Branża motoryzacyjna potrafi liczyć

Należy pamiętać także, że w dłuższej perspektywie czasu takie łączenie sprzedaży samochodu z usługą finansową jest bardziej opłacalne. Kto jak kto, ale firmy motoryzacyjne i dealerzy znają się na matematyce i potrafią porównywać efekt finansowy. Może się więc okazać, że branża moto będzie szła w kierunku coraz głębszych związków z sektorem finansowym z banalnego powodu. To małżeństwo z rozsądku może się jej dużo bardziej opłacać. Sprzedaż auta z placu, za walizkę pieniędzy lub sześciocyfrowy przelew stawać się coraz mniej preferowane.

Nowy taryfikator mandatów przyniósł mocno nieoczekiwany skutek dla firm. Okazuje się, że przepisowa jazda i większa ostrożność kierowców... uderza w portfele przedsiębiorców. Jakim cudem!? Wyjaśniamy!

Nowy taryfikator mandatów – dlaczego niepokoi firmy?

Powiedzmy na wstępie. Nie chodzi tutaj o konieczność płacenia mandatów, bowiem kary za przewinienia drogowe obciążają kierowców, a nie firmy, w których pracują. Chodzi o bardziej nieoczekiwany skutek, jaki niesie nowy taryfikator mandatów, z którym zapoznał nas pan Sebastian (imię zmienione na jego prośbę) zajmujący się logistyką w niewielkiej firmie handlowej niedaleko Warszawy.

CZYTAJ TAKŻE: Zmowa cenowa kierowców ciężarówek

W firmie tej zatrudnionych jest dwóch handlowców. Jeden obsługuje Polskę północną, na północ od autostrady A2, drugi południową – na południe od tej trasy. Problem pojawił się przy dalekich wyjazdach. O ile w tamtym roku, wyjazd na spotkanie do Przemyśla (ok. 400 km od Warszawy) było obliczone na „długą dniówkę” z możliwością odespania dnia następnego. O tyle dziś handlowiec planuje trasę z hotelem pod Przemyślem. To samo w przypadku drugiego handlowca. Jednodniowy wyjazd w okolice Piły (również ok. 400 km) nie wchodzi w grę. Delegacja z hotelem to najlepsze rozwiązanie. O co chodzi? „Z jednej strony to dobrze, będą jeździć do bólu zgodnie z przepisami, z drugiej uważają, że jazda bez przekroczenia prędkości to droga przez mękę, nie przyspieszą, nie wrócą szybciej do domu. Wolą więc rozłożyć wyjazd na dwa dni, bo mandaty mogą być bardzo bolesne” – tłumaczy.

Koszty delegacji idą w górę

Pan Sebastian przyznał, że ostatnio w firmie dyskutowano nawet nad zwiększeniem liczby handlowców odpowiedzialnych za swoje rejony, pracujących zdalnie w optymalnych lokalizacjach.

Nie raz słyszałem legendy o handlowcach mknących po kraju. Mamy lokalizatory GPS i nasi ludzie nie są szaleńcami. Zdają sobie jednak sprawę, że przekroczenie prędkości o 30 km/h to teraz mandat rzędu 400 złotych. Ja ich rozumiem. Nowy taryfikator mandatów po prostu namieszał” – mówi.

Z drugiej strony zatrudnienie dodatkowych dwóch specjalistów, plus leasing lub najem samochodów to kolejne wydatki. Hotele wychodzą mimo wszystko taniej. W skali miesiąca przy 4 dłuższych wyjazdach firma, w której pracuje pan Sebastian, musi doliczyć droższe paliwo, hotel, dietę. Dlatego wyjazdy dwudniowe są tak planowane, by w ich tracie handlowiec mógł odwiedzić większą liczbę klientów.

NIEBEZPIECZNA PRĘDKOŚĆ, SUROWE KONSEKWENCJE

31-letni kierujący BMW przekroczył dozwoloną prędkość o 83 kilometry na godzinę. Zgodnie z nowym taryfikatorem kierowca otrzymał 10 punktów karnych oraz został ukarany mandatem karnym w wysokości 2500 złotych. https://t.co/N4p5L5L6JS pic.twitter.com/amFXeOcFMc

— Lubuska Policja (@Lubuska_Policja) January 10, 2022

Nowy taryfikator mandatów – przekroczenie do 30 km/h

Zobaczmy zatem stawki, które od 1 stycznia 2022 roku stały się postrachem kierowców. Z notatek policyjnych wiadomo, że jeszcze w sylwestrową noc w Warszawie, niedługo po północy, jedna z kierujących zapłaciła 1.500 złotych.

Niestety w Nowy Rok część osób wjechał za mocno. Przykładam jest kierująca, która na ul. Słomińskiego omijała pojazd, który zatrzymał się przepuszczając pieszego. Ciekawostką jest, że tym pojazdem był radiowóz, w dodatku oznakowany. Pani otrzymała mandat w wysokości 1500 zł. pic.twitter.com/Nov5hkq6Qi

— Policja Warszawa (@Policja_KSP) January 1, 2022

Warto mieć się na baczności.

Terminowość dostaw a nowy taryfikator mandatów

Wysokie mandaty nie powinny jednak wpłynąć na terminowość dostaw towarów. Firmy zajmujące się profesjonalnym transportem z założenia tak kalkulują trasy, by możliwe było pokonanie dystansu przepisowo i o czasie. Choć znamy wypowiedzi kierowców, którzy twierdzą, że przepisowa jazda z odpowiednim „zapasem” jest niestety praktycznie niemożliwa. Wygląda na to, że logistyka będzie musiała brać większą poprawkę na czas transportu. Kierowcom płacenie tak wysokich kar, po prostu się nie opłaca.

Bierzemy co jest, albo czekamy kilka miesięcy. Jeśli chcesz nowy samochód dla firmy, przygotuj się na niemałe problemy. Kryzys na rynku półprzewodników mocno uderzył w branżę motoryzacyjną, a ta w dobie zwiększonego popytu popadła w ogromne problemy.

Samochód dla firmy – problemy z zakupem

Kto w ostatnich miesiącach odwiedził salon samochodowy z zamiarem zakupu konkretnego modelu w wybranej wersji wyposażeniowej, często przecierał oczy ze zdumienia. Termin odbioru auta, jaki padał w trakcie rozmowy, przypominał bardziej pierwszą wolną datę konsultacji u lekarza specjalisty na NFZ. Ten, kto potrzebował samochód dla firmy na „już”, zbyt dużego wyboru nie miał. Albo bierze się to, co jest aktualnie na stocku dealera, albo trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Półprzewodniki a branża motoryzacyjna

Przy okazji wrześniowych targów motoryzacyjnych w Monachium, dziennikarka CNBC rozmawiała z przedstawicielami czołowych producentów branży motoryzacyjnej. Zgodnie przyznawali oni, że problem z półprzewodnikami, które są kluczowym elementem nowoczesnych aut, z ogromną mocą uderza w ich biznes. Co więcej, przedstawiciele VW, Forda czy Daimlera zgodnie stwierdzają, że nie wiadomo kiedy ten problem zostanie rozwiązany.

CZYTAJ TAKŻE: 5 najciekawszych samochodów, na które można otrzymać dofinansowanie

Dlaczego chipy są tak ważne w branży motoryzacyjnej?

Szef europejskiego Forda, Gunnar Herrmann w rozmowie z CNBC wskazał, że niedobór na rynku chipów może zakończyć się w 2024 roku, ale pewności co tego nikt nie ma.

Dlaczego półprzewodniki są tak ważne w branży moto? Weźmy przykład. Bardzo popularny w polskich realiach samochód dla firmy Ford Focus ma na swoim pokładzie 300 chipów. W przypadku aut elektrycznych liczba ta, może być nawet… dziesięciokrotnie (!) wyższa. To pokazuje, że współczesny samochód bez chipów nie pojedzie. Branża motoryzacyjna również.

Co się stało na rynku półprzewodników?

Żeby być fair wobec naszych czytelników, powinniśmy powiedzieć „Dziwna sprawa, nikt tego do końca nie wie”. Rzeczywiście sytuacja jest złożona. Analizując jednak sytuację na rynku, można dostrzec pewną „historię choroby”. Około półtora roku temu pojawiły się problemy z dostępnością zaawansowanych kart graficznych i komputerów gamingowych. Tłumaczono to wzrostem popytu spowodowanym powstawaniem potężnych „koparek” kryptowalut w Chinach. Problem jednak okazał się głębszy. Producenci podzespołów komputerowych przyznawali, że nie wyrabiają się z zamówieniami. Krótko mówiąc - klęska urodzaju. Do tego doszło kilka zdarzeń losowych jak pożar jednej z fabryk w Japonii, załamanie pogody w Teksasie i… koronakryzys.

W czasie pandemii, najpierw branża motoryzacyjna się zamknęła. Spadła sprzedaż, a w salonach hulał wiatr. Taki stan trwał niedługo, bowiem szybko konsumenci doszli do wniosku, że w tych zwariowanych czasach własny samochód do podstawa egzystencji i ruszyli z zamówieniami. Równowaga dostaw półproduktów i surowców została naruszona, a ciężki jak nigdy portfel zamówień coraz bardziej ciążył na terminowości i dostawach. Efekt: z fabryk wyjeżdżały niekompletne auta, które czekały na parkingu „półproduktów” na brakujący jeden, dwa, lub kilkanaście podzespołów.

Samochód dla firmy – coraz częściej używany

Ze strony samych przedsiębiorców coraz częściej słychać, że samochody już eksploatowane we flotach zostaną w firmie na dłużej. Co ciekawe, niektórzy szukają tymczasowych rozwiązań na rynku wtórnym.

Są firmy, które w pilnej sytuacji wybierają auto wśród egzemplarzy poleasingowych, a nawet z komisu. Należy się więc spodziewać, że auta używane będą lepiej trzymać cenę. W tej sytuacji przeciętny Kowalski będzie sięgał po starsze i tańsze modele. Widać to już w statystykach. Jak donosi Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, średnia wieku sprowadzanych aut do Polski w sierpniu pobiła historyczny rekord – 12,1 roku. Takiego wyniku, nie było NIGDY w 21-letniej historii gromadzenia takich danych przez CEPiK.

Firmowe auto to duże udogodnienie dla przedsiębiorcy. Szczególnie w tych działalnościach, które wymagają mobilności. Zastanawiasz się jaki samochód wybrać? Dobrze, żebyś wiedział jaki model to najczęściej serwisowane auto w Polsce.

[et_bloom_inline optin_id="optin_4"]

Najczęściej serwisowane auto w Polsce – zmiana na pozycji lidera

Jak wynika z najnowszego raportu Autodata, po trzech latach zmienił się model zajmujący pierwsze miejsce w rankingu na najczęściej serwisowane auto w Polsce. Obejmujący rok 2020 konkurs wygrało Audi A4 z roczników 2001-2008, spychając weterana – Opla Astrę H z 2004 roku. Walka była wyrównana, ale eksperci nie mieli żadnych wątpliwości.

CZYTAJ TAKŻE: Handel samochodami, autokomis. Zyskują krocie na koronawirusie

Dane do sporządzenia raportu dostarczyła firma, której oprogramowanie wykorzystywane jest w 85 tys. warsztatów samochodowych w 100 krajach. Można więc uznać, że jest to bardzo rzetelne i wiarygodne źródło. W końcu mechanicy wiedzą najlepiej jakim autem się zajmują.

Kolejne miejsca na podium zajęli: wspomniany już Opel Astra H (2004) oraz Ford Mondeo z 2007 roku.

CZYTAJ TAKŻE: Tego nie przewidziało nawet RODO – wyciek danych z Twojej firmy może nastąpić przez… samochód

Najczęściej serwisowany nie znaczy najbardziej awaryjny

Ujęte w rankingu informacje trzeba czytać ze zrozumieniem. Nie należy też wysnuwać zbyt daleko idących wniosków. To, że najczęściej serwisowane auto w Polsce to Audi A4 jest pochodną kilku czynników. Po pierwsze, jest to bardzo popularny model. Skoro takich akurat pojazdów jest dużo w Polsce, dużo też będzie ich w polskich warsztatach samochodowych.

CZYTAJ TAKŻE: Pandemia a sprzedaż nowych samochodów. Przedsiębiorcy uratowali branżę moto?

Oczywiście, nie bez znaczenia jest wiek samochodu. Zaznaczony przy modelu rocznik 2001 – 2008, pokazuje że nie są to samochody najnowsze. Częściej więc mogą trafiać do mechanika. Ale fakt, że są w warsztacie nie jest równoznaczny z oddaniem ich na szrot. Podlegają naprawom, ale także przeglądom.

CZYTAJ TAKŻE: Sprzedajesz samochody? Musisz znać ten trend.

Dobrą wiadomością dla właścicieli najczęściej serwisowanych modeli aut jest z pewnością to, że nie ma problemu z dostępnością części zamiennych. Także ewentualna naprawa czy konserwacja nie będzie wiązała się z tak dużymi kosztami jak przy mniej popularnych pojazdach.

Zapewne ostatnią rzeczą o jakiej myślałeś podczas wybory pojazdu wykorzystywanego w działalności gospodarczej było radio. Nic dziwnego, ale ten właśnie odbiornik może narobić skoro kłopotów. Zapłać abonament za radio w firmowym aucie, by uniknąć kary.

Z obowiązku zapłaty nie zwalnia fakt opłacania abonamentu na poczet prowadzonego gospodarstwa domowego. Jak to ma miejsce w stosunku do aut prywatnych. Za sprzęt firmowy trzeba płacić oddzielnie.

 CZYTAJ TAKŻE: Działalność nierejestrowana szansą na wypróbowanie biznesu

Ile wynosi abonament radiowo - telewizyjny

Trudno sobie wyobrazić samochód bez radia. W chwili obecnej radioodbiornik występuje w standardowym wyposażeniu. Nie trzeba więc dodatkowo prosić, by został dodany do wnętrza. Nawet wśród aut z drugiej ręki ciężko znaleźć egzemplarz bez radia. A niestety, bez względu na to czy jesteś przedsiębiorcą czy nie, obowiązek opłaty abonamentu RTV ciąży na każdym, kto korzysta z wymienionych w przepisach sprzętów.

CZYTAJ TAKŻE: Przygotuj się na nowe podatki. I to szybko

Jeżeli w twoim samochodzie jest tylko radio, jesteś w sumie w komfortowej sytuacji. Gdyż część nowszych modeli wyposażonych zostało także w odbiornik telewizyjny, co oznacza jeszcze wyższe opłaty. Za odbiornik radiofoniczny będziesz musiał zapłacić 7,50 zł miesięcznie, co w ujęciu rocznym daje kwotę 90 zł, ale przy płatności za cały rok dostaniesz 10% zniżki czyli zapłacisz 81 zł. Z kolei koszty za odbiornik telewizyjny to 24,50 zł miesięcznie, a 264,60 zł rocznie z uwzględnieniem bonifikaty.

Każdy odbiornik należy zarejestrować

Gdy wchodzisz w posiadanie pojazdu z wmontowanym radiem, musisz zarejestrować odbiornik. Rejestracji dokonuje się w placówce Poczty Polskiej. Rejestracja powinna nastąpić w ciągu 14 dni od chwili nabycia pojazdu lub sprzętu (jeśli był montowany oddzielnie). Zobowiązanie do opłaty powstanie pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym dokonano rejestracji odbiornika. Abonament należy opłacać z góry do 25. dnia danego miesiąca.

CZYTAJ TAKŻE: Pandemia a sprzedaż nowych samochodów. Przedsiębiorcy uratowali branżę moto?

Dopełnienie obowiązku rejestracji, jak i regularnego płacenia jest ważne. Gdyż pracownicy Poczty Polskiej są upoważnieni do kontrolowania przedsiębiorców w tym zakresie. W razie stwierdzenia nieprawidłowości na kontrolowanego zostanie nałożona kawa. Zapłać abonament za radio w firmowym aucie, by uniknąć kłopotów. Ewentualna kara może wynieść nawet 30-krotność zaległej opłaty.

Co z autami w leasingu

Przepisy nie są łaskawe dla przedsiębiorców. Z ustawy o opłatach abonamentowych jasno wynika, że zobowiązanym do uiszczenia opłaty jest użytkownik pojazdu. Co oznacza, że nawet jeśli masz auto w leasingu, czyli jego właścicielem jest bank, i tak to ty jesteś zobowiązany do regulowania zobowiązania z tytułu abonamentu RTV.

CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus zabija przedsiębiorczość? Polacy zamiast firmy wybierają etat

Jedynym wyjątkiem są radioodbiorniki wbudowane w smartfony i tablety. Skoro głównym przeznaczeniem sprzętu nie jest odbieranie sygnału radiowego, nie trzeba płacić. Ale, by skorzystać z tego zwolnienia odbiornik z pojazdu powinien zostać wymontowany.

Magazyn Firma

Magazyn Firma to serwis dla przedsiębiorców sektora MŚP. Prosto, konkretnie i praktycznie pokazujemy to, co ciekawe w zarabianiu pieniędzy.

Odwiedź nas na:

Magazyn Firma 2022. All Rights Reserved.
magnifier