Zakaz w obecnej formie dopuszcza kilka wyjątków. W tym gronie można wskazać na przykład na tak zwane punkty pocztowe. To właśnie tę (choć nie tylko) furtkę wykorzystują sieci, które zdecydowały się na otwarcie swoich punktów w niedziele.
Skutkuje to tym, że mimo tego, że z formalnego punktu dana niedziela jest niehandlowa, to zakupy można zrobić w zaskakująco dużej liczbie sklepów w całej Polsce. Na pewno nie cieszy to pracowników, którzy chcieliby ten dzień spędzić z rodziną. Jest jednak drugie dno.
Pamiętajmy o tym, że niektóre sieci handlowe dość mocno "oberwały" za sprawą pandemii koronawirusa. Trudno dziwić się przedsiębiorcom, że chcą się odkuć, by na przykład mieć pieniądze na dalsze inwestycje. Tej opinii nie podziela jednak rząd.
Planowana nowelizacja zmierza do uszczelnienia systemu i ograniczenia liczby wyjątków, jakie na dziś dzień dopuszcza ustawa. W dużym skrócie rzecz ujmując: tylko te placówki, które czerpią ponad 50% dochodów miesięcznych z działalności pocztowej (lub innej, jakiej dotyczą wyjątki), mogłyby działać w niedziele.
Posłowie Prawa i Sprawiedliwości bronią planowanej reformy, która zresztą wyszła z ich ugrupowania. Przeciwnego zdania są politycy Koalicji Obywatelskiej, którzy twierdzą, że to właśnie zakaz handlu w niedzielę przyczynił się do upadku wielu lokalnych sklepów.
Pojawiło się też kilka opinii, by postawić na rozsądny kompromis. Mowa tu o takim zmodyfikowaniu ustawy, by w każdym miesiącu dwie niedziele były handlowe, a dwie niehandlowe. Wiele osób uważa, że to właśnie ten wariant najlepiej chronił zarówno interes pracowników, jak i właścicieli firm i konsumentów.
Podwyżka płacy minimalnej wyższa niż zakładano!
Nie wiadomo, kiedy projekt będzie głosowany w Sejmie oraz w jakim kształcie ostatecznie trafi na obrady. Bez wątpienia kolejne obostrzenia mogą być problematyczne dla przedsiębiorców. Paradoksalnie, argumentacja, jakoby zaostrzenie przepisów miało chronić pracowników, to broń obosieczna. Dlaczego?
Jeśli ich zyski zmniejszą się (a przecież to właśnie w weekendy wiele sklepów "wykręcało" najlepsze obroty), to nagle może okazać się, że konieczna będzie redukcja etatów. Jeśli połączymy to z planowaną podwyżką wynagrodzenia minimalnego do 3010 PLN brutto w 2022 roku, to sytuacja staje się o wiele bardziej złożona, niż mogłoby się wydawać.
źródło: na podstawie Money.pl, opracowanie własne